Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapalił znicz na Wembley

Zbigniew ICIASZEK
Wojciech Ruminkiewicz (pierwszy z lewej) przed stadionem Wembley z nie żyjącym już Błażejem Naskręckim (w środku) i Józefem Głowackim.
Wojciech Ruminkiewicz (pierwszy z lewej) przed stadionem Wembley z nie żyjącym już Błażejem Naskręckim (w środku) i Józefem Głowackim.
Wojciech Ruminkiewicz znany jest w Koninie z kilku powodów. Jednym z nich jest zamiłowanie do sportu, które trwa już blisko 40 lat. Pasja sportowego kibica obudziła się w 6-letnim zaledwie Wojtku.

Wojciech Ruminkiewicz znany jest w Koninie z kilku powodów. Jednym z nich jest zamiłowanie do sportu, które trwa już blisko 40 lat.

Pasja sportowego kibica obudziła się w 6-letnim zaledwie Wojtku.

Skok przez płot

Na pierwszy mecz piłkarski, na stadion przy ówczesnej ulicy Buczka, zabrał go wujek. Później bywało różnie.

– Często po prostu skakałem przez płot, bo nie miałem pieniędzy na bilet. Bywało, że wspólnie z kolegami oglądaliśmy mecze przez dziurę w płocie, stojąc na rowerach – wspomina dzieciństwo Wojciech Ruminkiewicz.
Pamięta też, jak – jako 10-latek – jeździł z piłkarzami na IV-ligowe mecze. Ci, niejako w zamian, kupowali mu obiady. Wspomina jedyny w tamtym czasie mecz konińskich piłkarzy rozegrany przy świetle elektrycznym (z Olimpią w Poznaniu) oraz rekordowe zwycięstwo 16:0.

Piguła numer 1

Futbol jest najwiekszą miłością Ruminkiewicza, ale pasjonują go także inne dyscypliny. Sport w ogóle. Jego kolegą szkolnym był Andrzej Kostrzewa, później jeden z najlepszych szablistów świata. Wojtek dyskretnie go obserwował, podpatrywał na treningach. Ale to nie Kostrzewa jest dla Ruminkiewicza sportowcem numer 1 w historii Konińskiego.

– Pierwszeństwo należy się Tadeuszowi Pigule. Pamietam jego słynne walki z Dalabardą, Mapei, Sidiakiem czy Lamourem. Pamiętam też tytuł indywidualnego mistrza Europy dla zawodnika z Konina – mówi koniński kibic.
Ruminkiewicz był też bardzo blisko konińskiego boksu. Od momentu utworzenia sekcji, aż do jej zlikwidowania. W 1991 roku, kiedy Zagłębie-Pollas zdobywało tytuł drużynowego mistrza Polski, stał na czele konińskich kibiców, którzy dwukrotnie uznani zostali za najlepszych w kraju.

– Sam odbierałem puchary przyznane nam z tej okazji – przypomina Wojciech Ruminkiewicz.
Z tego samego okresu wspomina także taki mecz, w którym znosił z ringu... pijanego sędziego.

Zapasy

W 1992 roku, za sprawą przyjaciela – Ludwika Budzyńskiego – zaczął się miedzynarodowy etap przygody kibica Ruminkiewicza. Razem ze swoją rodziną i Ludwika pojechali na Igrzyska Olimpijskie do Barcelony. Najwięcej czasu spędzili na rywalizacji pływaków, pięściarzy i – ukochanych zwłaszcza przez Budzyńskiego – zapaśników. Cała Polska widziała wówczas w telewizyjnych transmisjach kibiców z flagą z napisem ,,Polska – Konin”. Trzymali ją Ruminkiewicz i Budzyński.

Tragedia

Na początku 1996 roku był już gotowy, oczywiście wspólnie z Budzyńskim, do lotu na igrzyska do Atlanty. Tuż przed odbiorem wizy spotkała go jednak największa życiowa tragedia. Szaleniec uprowadził, a później zamordował jego syna – Olesia.

Od tej pory życie Ruminkiewicza nie jest już takie, jak wcześniej, ale sportowa pasja – po okresie wyciszenia – wróciła z pełną mocą.

Znicz na Wembley

Kiedy w 1998 roku pojawiła się szansa wyjazdu na legendarny stadion Wembley w Londynie, Ruminkiewicz skorzystał natychmiast. Nie byłby sobą, gdyby nie zdobył zgody gospodarzy obiektu na zapalenie znicza ku pamięci syna na murawie Wembley.

– Oleś był, jak ja, wielkim sympatykiem futbolu. W ten symboliczny sposób chciałem spełnić także jego marzenie, jakim był wyjazd na Wembley – tłumaczy Ruminkiewicz.
W drodze powrotnej z Anglii konińska wycieczka zatrzymała się we Francji, gdzie trwały mistrzostwa świata w piłce nożnej. Cudem, znanym tylko wyjątkowym kibicom, udało się załatwić kilka biletów na mecz Hiszpania – Bułgaria. Wśród szczęśliwców był rzecz jasna bohater naszej opowieści.

– To było niesamoite przeżycie. Tego nie da się opowiedzieć, to po prostu trzeba wejść na stadion i bawić się razem z sympatykami piłki nożnej z całego świata – wspomina Ruminkiewicz.

Marzenie

Wśród przyjaciół Wojciecha Rumienkiwicza nie ma już Ludwika Budzyńskiego i Błażeja Naskręckiego, z którymi dzielił sportową pasję. Obaj odeszli. Ale marzenia kibica z Konina nie umarły.

– Chciałbym doczekać finału mistrzostw świata w piłce nożnej z udziałem Polski i Brazylii. Pele, Zico i Sockrates, to moi idole, ale przecież jestem Polakiem – marzy Wojciech Ruminkiewicz.

W życiu przeżywał różne wzloty i upadki. Jedno nie zmieniło się nigdy w jego ponad 40-letnim żywocie – sport kochał, kocha i kochać będzie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto