Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uczestniczyli w pogrzebie Jana Pawła II

Paulina Dobersztyn
Na pogrzebie papieża byli ludzie z całego świata, ale przeważali Polacy.  Spali na ulicach, myli się w hydrantach, by być bliżej Niego
Na pogrzebie papieża byli ludzie z całego świata, ale przeważali Polacy. Spali na ulicach, myli się w hydrantach, by być bliżej Niego Fot. Archiwum
Drugiego kwietnia 2005 roku o 21.37 świat na chwilę się zatrzymał. Papież Jan Paweł II zmarł w Watykanie. Magdalena i Mariusz Trzmielewscy bez wahania podjęli decyzję o wyjeździe na jego pogrzeb.

- Szybko się spakowaliśmy i jeszcze tego samego dnia udaliśmy się w podróż. Wzięliśmy ze sobą trochę ubrań i suchy prowiant. Pojechaliśmy bez gwarancji na dotarcie do Watykanu, a co dopiero do ciała papieża, ale mieliśmy ze sobą serca pełne nadziei - opowiada Magdalena Trzmielewska.

Ich rodzina cały czas dzwoniła i nakłaniała do powrotu. Mówili im, że podróż nie ma sensu, bo policja włoska zatrzyma ich przy wjeździe do Watykanu. Te wiadomości okazały się nieprawdziwe i po 28-godzinnej podróży, w nocy czwartego kwietnia dotarli do Stolicy Apostolskiej. Natychmiast udali się w stronę placu św. Piotra.

- Wiedzieliśmy, że jest tam mnóstwo ludzi. Niektórzy stali na placu zanim jeszcze papież umarł, więc potem tylko przybywało wiernych. Jakimś cudem udało się nam przejść trzy blokady i dotrzeć na miejsce. Myślę, że to papież pozamykał oczy karabinierom i dzięki niemu się tam przedostaliśmy. Chyba chciał mieć przy sobie swoich rodaków i to On nas prowadził - mówi Magda Trzmielewska.

Na placu kilka tysięcy ludzi czekało w kolejce do bazyliki św. Piotra, by zobaczyć ostatni raz Ojca Świętego. Panowała atmosfera charakterystyczna dla pogrzebów. Wielu się modliło, a wokół mieszały się wszystkie języki świata. Trzmielewscy stali przy oknach papieskich, zupełnie poza kolejką. Nie wierzyli, że uda im się dotrzeć do ciała papieża.

- Nagle zjawili się karabinierzy i otworzyli bramki. Wcisnęli nas w tłum. Niektórzy czekali cztery dni, by złożyć hołd papieżowi, nam udało się to w cztery godziny - mówi Trzmielewska. - Gdy zobaczyłam papieża, leżącego na katafalku w biało-czerwonych szatach, nie poznałam go. Był to człowiek zmieniony chorobą i cierpieniem. Obok ciała papieża można było tylko przejść, bez możliwości uklęknięcia, czy zatrzymania się.

Do czasu pogrzebu koninianie spali w samochodach, myli się w hydrantach i pili kawę z automatów.

- Na pogrzebie wszyscy płakali i nie wstydzili się tych łez. Każdy rozmyślał, czy wystarczająco dużo czasu poświęcał papieżowi i Jego słowom, czy go rozumieliśmy. Do domu wracaliśmy w zupełnej ciszy. Po sześciu latach nadal nam Go brakuje - wyznaje pani Magda.

Zobacz także:
Beatyfikacja w Licheniu
Papieskie pamiątki w Koninie

Prześlij nam swój artykuł lub swoje zdjęcia. Nie masz konta? Zarejestruj się!
Masz firmę? Dodaj ją za darmo do Katalogu Firm.
Organizujesz imprezę? Poinformuj nas!

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto