6 z 12
Poprzednie
Następne
Drugi spacer literacki. Tym razem przez październikowy nowy Konin
Tory kolejowe kojarzyły się bliźniaczkom z ich największą życiową traumą.
Za betonowym płotem przenikliwie zagwizdała lokomotywa i Julka aż
podskoczyła. Ten dźwięk źle jej się skojarzył. Okręciła się na pięcie raz i drugi,
jakby opędzała się od fatalnych myśli. Popatrzyła przed siebie, za siebie. Kolejowa
jak zwykle była prawie pusta, w jednym końcu ktoś czekał na taksówkę, w drugim
– tam, gdzie zakręcała łagodnym łukiem – ktoś inny zbliżał się do przejścia przez
tory.
Chyba że pokłócili się z kandydatem na małżonka, dlatego Majka była
przedwczoraj taka nadpobudliwa. Kłótliwa jak Julka. Po pożegnaniu z Kamińskimi
skręciła na peron, wsiadła do pociągu, który zatrzymał się na opustoszałej nocą
stacji, i odjechała w siną dal. Uciekła przed Januszem. Albo popędziła go szukać…