3 z 12
Poprzednie
Następne
Drugi spacer literacki. Tym razem przez październikowy nowy Konin
Między tymi blokami bliźniaczki musiały bawić się w dzieciństwie.
Żadna z nich nie bała się wtedy życia. Przeciwnie, miały na nie nieposkromiony apetyt, nie mogły się doczekać, kiedy się zacznie naprawdę. Dorosłe, namiętne, wspaniałe. Takie jak w filmach nie dla dzieci albo u znajomych rodziców, ale takich, o których rodzice mówili szeptem, żeby córki nie słyszały. Na razie obie taplały się zaledwie w niedoskonałym przeczuciu tego, co je czeka. Huśtały się na trzepaku, ganiały po łąkach pod żelaznym mostem, które po zejściu wody z roztopów albo deszczów zamieniały się w bezkresną zieloną dolinę wypełnioną odurzającym zapachem traw i kwiatów, migotem owadzich skrzydeł, słonecznym pyłem drżącym nad baldachami roślin i fruwającym śniegiem dmuchawców