Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pieczarkarnia w Zarzewku: Pracownice idą do sądu

Ola Braciszewska
Marian Dworzyński zapewnia, że wypłaci byłym "zbieraczkom" zaległe wynagrodzenia
Marian Dworzyński zapewnia, że wypłaci byłym "zbieraczkom" zaległe wynagrodzenia Fot. Ola Braciszewska
Przez ponad 20 lat pracowały w podkonińskiej pieczarkarni na umowach o dzieło. Dziś są bez pracy, prawa do zasiłku, ubezpieczenia i bez pieniędzy. O zaległe wynagrodzenia oraz o świadczenia będą walczyć w sądzie. - Nie mamy już nic do stracenia. Pokażemy, że nie jesteśmy głupimi babami ze wsi – mówią byłe pracownice pieczarkarni w gm. Rzgów.

Gospodarstwo w miejscowości Zarzewek przez lata było największym pracodawcą w regionie. Na dziesięciu hektarach stanęło kilkadziesiąt tuneli, w których rosły pieczarki eksportowane nawet poza granice Polski. W firmie zatrudnionych było ponad sto osób. Teraz, jest ich niewiele ponad 20.

Część kobiet zajmujących się zbieraniem pieczarek, czyli tak zwanych „zbieraczek” została zwolniona po tym jak zwróciły się z prośbą o wypłatę zaległych pensji. - Dopóki pieniądze były, nawet jeśli szef dawał nam je na raty, to nie protestowałyśmy. Problemy zaczęły się na początku roku. Wtedy postanowiłyśmy pójść do prawnika – opowiada jedna ze „zbieraczek”.

Kobiety zdecydowały się zasięgnąć opinii pięciu niezależnych prawników. Ekspertyza każdego z nich wykazała, że umowy o dzieło które dawał im właściciel pieczarkarni noszą znamiona umów o pracę. Te powinny zawierać zapis o wykonywaniu pracy pod nadzorem, w wyznaczonym przez pracodawcę miejscu, określonym czasie i za konkretną stawkę. - Umowa o dzieło dotyczy pewnego rezultatu wytworu myśli, rąk i kwalifikacji ludzkiej. To może być rzeźba, utwór muzyczny, czy literacki. Zgodnie z Kodeksem Pracy niedopuszczalne jest zastępowanie umów o pracę umowami cywilno-prawnymi, chociaż wiemy że nagminnie są one wykorzystywane – mówi Lech Piotrowski, radca prawny w Państwowej Inspekcji Pracy w Koninie.

Pracownice pieczarkarni twierdzą, że otrzymywały umowy o dzieło na miesiąc, bądź półtora. W dokumencie była mowa o zbieraniu 4 ton pieczarek, ale nie ma żadnej wzmianki o stawkach. Te, były zgodne z prowizją. - Podpisywałyśmy te umowy, bo nie miałyśmy gdzie pracować – twierdzi jedna z kobiet. - Jestem wdową z dwójką synów i co miałam zrobić? Z czego żyć? Sytuacja mnie zmusiła do tego, żeby godzić się być wykorzystywaną.

Inna ze „zbieraczek” twierdzi, że pracowała na taką, a nie inną umowę bo miała blisko do pracy. - Tutaj jest biedna gmina i nie ma pracy. A tak, wsiadłam na rower i za 10 minut byłam w zakładzie – mówi była pracownica pieczarkarni.

Teraz, kiedy zostały zwolnione i dowiedziały się że ich umowy mogą być umowami o pracę, zaczęły walczyć. - Gdybyśmy to wiedziały rok temu już wtedy wszystko by się rozegrało. Żałujemy, że wcześniej tego nie zrobiłyśmy ale nie byłyśmy pewne i nie pomyślałyśmy o tym żeby pójść do prawnika – mówi teraz kilkanaście mieszkanek gm. Rzgów.

Murem za kobietami stoi radna gminy – Lucyna Wrzyszczyńska, która zmobilizowała je do działania. - Te panie zostały wykorzystane. Niestety jest coraz więcej ludzi w naszym regionie, którzy pracują na umowy śmieciowe – mówi Wrzyszczyńska. - Właściciel pieczarkarni wcześniej jakoś sobie radził, ale chyba trochę przeinwestował i zaczęły się kłopoty finansowe.

W ich rozwiązaniu Marianowi Dworzyńskiemu, właścicielowi gospodarstwa produkującego pieczarki próbuje pomóc wójt Andrzej Grzeszczak. Jeszcze w ubiegłym roku pieczarka Dworzyńskiego została nagrodzona statuetką wójta. - Chcemy wskazywać produkty charakteryzujące gminę. Doceniliśmy pieczarkę, a nie gospodarstwo. Myślę, że nie należy kojarzyć nagrody z obecną sytuacją finansową firmy – mówi Grzeszczak. - Bolejemy nad tym co się dzieje, bo przez lata pieczarkarnia była największym pracodawcą w gminie. Szkoda, żeby ta firma upadła. Liczę, że znajdzie się sposób zmiany właściciela, czy zmiany struktury gospodarstwa. Kwestia dotyczy tego jak daleko w obce ręce właściciel odda to gospodarstwo.

Marian Dworzyński zapewnia, że szuka inwestora który pomoże mu postawić zakład na nogi. Twierdzi, że problemy finansowe z jakimi się boryka ma już od trzech lat. - Inwestycja rozbudowy zakładu była kredytowana. Ocena poziomu kosztów tej inwestycji była jednak trzykrotnie za niska. Budowa stanęła, a produkcja w zakładzie powoli wygasa – mówi Dworzyński.

Właściciel pieczarkarni twierdzi, że umowy z pracownikami były konstruowane przez prawnika i są właściwe. - Tu trzeba wykonać konkretną robotę samodzielnie i za ustalone pieniądze. Rola gospodarstwa sprowadzała się do odbierania partii pieczarek. Za to odpowiedzialni byli koordynatorzy, których zadaniem było odebrać grzyby ilościowo i jakościowo. To w moim przekonaniu spełnia w stu procentach znamiona umowy o dzieło i było obiektywne, bo umożliwiało zarobienie konkretnych pieniędzy przy zbiorach – mówi Marian Dworzyński. - Po sygnałach pracowników 2 lata temu zorganizowałem spotkanie i zaproponowałem inne formy zatrudnienia, takie jak umowy zlecenia, czy umowy o pracę. Zapadła cisza jak makiem zasiał.

Przedsiębiorca podkreśla, że nawet jeśli jego byłe pracownice pójdą do sądu to nie dostaną zwrotu świadczeń. Mogą jednak liczyć na wypłatę zaległych wynagrodzeń. - Wszystkim którzy tu pracowali deklaruję, że zapłacę. Kiedy, tego nie wiem. Postaram się w ciągu dwóch miesięcy.

**Chcesz skontaktować się z autorem informacji?

[email protected]

**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto