Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zwierzęta w instytucjach samorządowych? Mamy jedną taką placówkę w Koninie

Krzysztof Nowak
Krzysztof Nowak
Muzealne koty są bardzo zadbane i zadowolone, a pracownicy za nimi przepadają
Muzealne koty są bardzo zadbane i zadowolone, a pracownicy za nimi przepadają Monika Marciniak
Aleksandrów Łódzki stawiany jest za wzór w zakresie opieki nad zwierzętami. W mieście tym nie ma bezdomnych zwierząt, bowiem opiekę nad nimi biorą na siebie instytucje miejskie, urzędnicy, a także lokatorzy mieszkań chronionych. Czy w Koninie również byłoby to możliwe? Jedna z placówek kultury pokazuje, że tak.

Aleksandrów Łódzki przykładem dla Konina i innych miast

To szeroko zakrojona akcja adopcji i zachęcania do niej. Obejmuje czipowanie, szczepienia, leczenie, pilnowanie czy zwierzęta są w dobrym stanie. Wsparcie aleksandrowskiego urzędu zachęca mieszkańców do adopcji, bo wiedzą, że jeżeli pojawia się problemy, np. zdrowotne, to nie zostaną z nimi sami

– opowiada dr hab. Magdalena Krysińska-Kałużna, konińska działaczka społeczna i ekolożka, która zwróciła naszą uwagę na przykład Aleksandrowa.

W Koninie też byłoby to możliwe, co pokazuje choćby przykład muzeum w Gosławicach

– dodaje.

W rzeczy samej – Muzeum Okręgowe w Koninie, położone w północnej części miasta, nad Jeziorem Gosławskim, od lat znane jest z tego, że opiekuje się kotami. Pracująca w tej placówce Monika Marciniak bardzo to sobie chwali.

Koty były tu od samego początku, jeszcze zanim muzeum przeniosło się do Gosławic z Malińca. Pierwsza dyrektorka, Łucja Pawlicka-Nowak, miała bardzo duży sentyment do tych zwierząt. Do dziś wiszą w naszych gabinetach zdjęcia muzealnych kotów sprzed lat

– opowiada Monika Marciniak.

Kilkudziesięcioletnia kocia tradycja kultywowana jest w muzeum do dziś. Rozprzestrzeniła się nawet poza jego mury, bo jedna z mieszkanek sąsiadującego z instytucją bloku również włączyła się w opiekę nad zwierzętami – przygotowała dla nich specjalne budki.

My zajmujemy się kotami kolegialnie. Jeśli trzeba jechać do weterynarza albo go wysterylizować, to robimy społeczną zrzutkę wśród pracowników. Tak też bywa z pokarmem, natomiast bardzo duża część załogi przynosi jedzenie po prostu we własnym zakresie. Na pewno niczego im nie brakuje, niektóre może są nawet nieco zbyt przejedzone

– śmieje się Monika Marciniak.

Jeżeli, jeszcze przed sterylizacją, kotka znajdująca się pod opieką muzeum zachodziła w ciążę, placówka włączała się w poszukiwanie domu kociętom, a część z nich adoptowali sami pracownicy, ich rodziny czy znajomi. W pomoc kotom angażuje się też schronisko.

Muzealne koty mają swoje ulubione zakątki. Dwa upodobały sobie spichlerz, kilka z nich mieszka przy zamku, niektóre wałęsają się po całym terenie. W odwiedziny przychodzą też często wspomniane wcześniej koty z bloku obok.

Ulga dla zwierząt, miejskiego budżetu i schroniska

Konińskie schronisko często jest przepełnione, tymczasem to w Aleksandrowie świeci pustkami i skupia się przede wszystkim na akcjach pomocowych czy edukacyjnych.

Adopcja przez miasto to fantastyczny pomysł i wymaga jedynie otwartości ludzi i zaangażowania. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby przynajmniej część instytucji się w to włączyła

– mówi Monika Marciniak.

Co ciekawe, rozwiązanie takie może przynieść oszczędności. Zwierzętami żyjącymi w budynkach miejskich często opiekują się pracownicy urzędów, a mniejsza liczba psów i kotów w schronisku sprawia, że nie wymaga ono aż tak dużego wkładu finansowego. Gmina Aleksandrów Łódzki wydawała niegdyś pół miliona złotych rocznie na utrzymanie czworonogów w schronisku – obecnie wystarczy około 120 tysięcy.

Czas na podjęcie działań jest teraz. Najwięcej zwierząt porzuca się przed wakacjami. Gdyby zaczęto wprowadzać u nas takie rozwiązania, począwszy od darmowego czipowania, to na pewno udałoby się przypadki pozbywania się zwierząt ograniczyć, bo po czipie można dotrzeć do właściciela

– zauważa Magdalena Krysińska-Kałużna.

Wolontariusze w schronisku są maksymalnie zaangażowani, ale to jednak nie jest dla zwierząt dom. Takie rozwiązanie jakie funkcjonuje u nas, to już co innego. Nie jest to w ogóle problematyczne – w każdej instytucji pracuje wiele osób i zawsze znajdzie się przynajmniej kilku psiarzy czy kociarzy. U nas też zwierzętami nie zajmuje się każdy z 40 pracowników. Wystarczą tak naprawdę 2-3 osoby. Czasem ktoś może nie mieć warunków w domu i odda całe serce temu zwierzakowi w pracy. A na pewno w takim miejscu psu czy kotu będzie dużo lepiej niż w schronisku

– kończy Monika Marciniak.

Muzealne koty są bardzo zadbane i zadowolone, a pracownicy za nimi przepadają

Zwierzęta w instytucjach samorządowych? Mamy jedną taką pla...

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto