Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sprawa Ewy Tylman. Poruszający wywiad z ojcem kobiety w popularnym podcaście kryminalnym Michała Larka

Aleksandra Polewska-Wianecka
Aleksandra Polewska-Wianecka
W poruszającej rozmowie z Michałem Larkiem pisarzem i autorem popularnego podcastu kryminalnego "Zabójcze opowieści", Andrzej Tylman mówi o wielu tajemniczych szczegółach dotyczących śledztwa i procesów w sprawie zaginięcia i śmierci jego córki Ewy. Mówi też niestety o fake newsach dotyczących jego rzekomych wypowiedzi, które pojawiły się w mediach.

Na początek przypomnijmy ostatnie ustalenia i podstawowe fakty.

W lutym przesłuchania ostatnich świadków

Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 roku. Po kilku miesiącach jej ciało wyłowiono z Warty. Według prokuratury, to Adam Z. po kłótni i szarpaninie zepchnął 26-latkę ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do rzeki. 8 grudnia br. przed Sądem Okręgowym w Poznaniu odbyła się kolejna rozprawa w drugim procesie w sprawie zaginięcia i śmierci Ewy Tylman. Wiadomo, że w 2021 roku nie będzie finału tego procesu. W lutym 2022 roku sąd chce przesłuchać ostatnich dwóch świadków. Jak dotąd proces nie przyniósł dodatkowych informacji o tym, co stało się z 26-latką sześć lat temu. Prokuratura o zabójstwo oskarżyła kolegę z pracy Ewy - Adama Z. Podczas pierwszego procesu Adam Z. został uniewinniony, ale ten wyrok uchylił Sąd Apelacyjny i nakazał powtórzenie sprawy. Na drugi już wyrok czeka przede wszystkim ojciec Ewy Tylman. Jego pełnomocnik adwokat Mariusz Paplaczyk mówi, że w sprawie nie pojawiły się żadne nowe dowody. Sąd Apelacyjny uchylając wyrok uniewinniający uznał, że oskarżony powinien odpowiedzieć co najmniej za nieudzielenie pomocy. Prokuratura z zarzutu zabójstwa postawionego oskarżonemu się jednak nie wycofuje.

Czuję się jak intruz w tym sądzie

W wywiadzie udzielonym Michałowi Larkowi Andrzej Tylman mówi m.in. o swoim wielkim żalu zarówno do Adama Z. o to, że nie odprowadził córki do domu, albo - cytuję - nie wsadził do taksówki, jak i do Adama O. chłopaka Ewy, który był z nią w związku od 4 lat i powinien zapewnić jej opiekę, powinien był po nią pojechać. Ojciec Ewy Tylman mówi też o swoich odczuciach i spostrzeżeniach dotyczących postępowania sądowego.

Ja, jeżdżąc teraz do Poznania, czuję się jak intruz w tym sądzie. Nami się w ogóle nikt już teraz nie interesuje. Ta sprawa jest prowadzona, a ja tylko siedzę i słucham. Nie wolno mi nic powiedzieć, czy się wzburzyć, wiadomo. A w człowieku nerwy jednak grają. Ta sprawa nie jest tak prowadzona jak powinna być prowadzona. Bo powinny znaleźć się argumenty, że powinien pan [Adam Z. - przyp.red.] powiedzieć co się tam zdarzyło. A on nic nie mówi. Przez dwa lata nie odezwał się w ogóle słowem. Powiedział, że będzie odpowiadał tylko na pytania adwokata. Podobno jest takie jego prawo. I jest takie prawo, że nawet nie musiał brać udziału w eksperymencie procesowym, tylko brali w nim udział pozoranci.

Jako ojciec chcę wiedzieć co się stało z moim dzieckiem

Ja, jako ojciec chcę wiedzieć co się wydarzyło z moim dzieckiem. Adam Z. był z nią do końca, on ma całą wiedzę. To nie ma o czym w ogóle rozmawiać. Jeśli ona odeszła wtedy od niego i weszła do tego parku [Skwer Łukasiewicza w Poznaniu w pobliżu mostu Św. Rocha - przyp. red.] i on po 5 minutach i 20 sekundach wychodzi z za przystanku i idzie przez całą szerokość jezdni - nie przez pasy tylko przez jezdnię - to coś tam się wydarzyło. Co się tam wydarzyło przez te 5 minut? My tej wiedzy nie mamy. Nie wiemy co się tam wydarzyło. A on na pewno wie. Musi wiedzieć.

Michał Larek pyta wówczas Andrzeja Tylmana co jeśli Adam Z. nie ma jednak tej wiedzy? Co jeśli każdy z nich poszedł w swoją stronę i Ewa potknęła się gdzieś nad Wartą i wpadła do wody?

Ale oni nad tą Wartą w ogóle musieliby się pojawić

- mówi ojciec kobiety. -

A on raz zeznawał, że byli po lewej stronie mostu, raz, że po prawej... Dlaczego to robił? Adam Z. powinien zostać skazany przynajmniej za nieudzielenie pomocy. Przynajmniej ja, teraz, czekam na to. Dla takiego kogoś, ja nie mam w ogóle żadnej litości. Bo on jest odpowiedzialny za to co się stało z moim dzieckiem. I jeśli ukrywa coś to powinien to w końcu wyjawić.

Andrzej Tylman mówi też o zeznaniach pracownic stacji benzynowej "Lotos", przed drzwiami której Adam Z. już po rozstaniu z Ewą Tylman, przez pewien czas rozmawiał z kimś przez komórkę.

Te pracownice zamknęły się na klucz przed nim, bały się. Mówiły, że był trzeźwy. (...) Ja mam swoją teorię na ten temat, ale to jest tylko moje przypuszczenie. Adam Z. był tylko doprowadzającym. To znaczy przyprowadził Ewę gdzie miał przyprowadzić i na tym się jego rola skończyła. Jaki mam na to argument? Czas. Bo 5 minut i 20 sekund to jest praktycznie mało, żeby komuś krzywdę zrobić i to jeszcze nad wodą. A wychodzi na to, że nad wodę nie zeszli.

Andrzej Tylman wspomina przy tej okazji o monitoringu z hotelu "Ibis", na którym było widać jak Ewa i Adam Z. wchodzą na most św. Rocha. Monitoringu kontrowersyjnego. Dyrekcja hotelu twierdzi, że takie nagranie nie istniało. Andrzej Tylman i jego syn Piotr ręczą, że je oglądali, tyle, że zniknęło w tajemniczy sposób.

Pozorantom w czasie eksperymentu procesowego strącenia fantoma o wadze zbliżonej do wagi mojej córki ze skarpy, a potem zaciągnięcie go do rzeki i zepchnięcie do niej, zabierało 8 minut. Poza tym eksperyment został przeprowadzony w ogóle nie w tym miejscu, w którym powinien. Droga, którą oni szli to nie była ta droga, którą pokonywali pozoranci. Dlaczego?

Teoria Janusza Szostaka

Dziennikarz śledczy Janusz Szostak w swej książce "Urwane ślady", w rozdziale poświęconym sprawie Ewy Tylman zatytułowanym "Zabrała ją rzeka czy ludzie?" rozważa możliwość porwania kobiety. O wydarzeniach jakie rozegrały się po trzeciej w nocy 23 listopada 2015 roku przy moście Św. Rocha pisze następująco:

Do wersji z uprowadzeniem Tylman stara się mnie przekonać Jakub J. z Poznania, który twierdzi, że widział porwanie Ewy, ale bał się zgłosić ten fakt policji. „Widziałem ich jako ostatni” – napisał w wysłanej do mnie wiadomości. Jednak nie chce mówić o szczegółach: „Jest pan w stanie przyjechać jutro albo w poniedziałek po południu do Poznania?” – proponuje mi spotkanie w czasie świąt Wielkiej Nocy. I do tego „w miejscu, gdzie ich widziałem”. W kolejnych wiadomościach mężczyzna ujawnia więcej informacji: „To wszystko było ustawione. Z tego, co Adam mówił, to ludzie nigdy nie będą znać prawdy. Bo on jej nie ujawni, woli pójść siedzieć, niż zginąć. Ewa została przysypana na żwirowni, bo nikt nie chciał płacić okupu, więc ją zabili. Adam miał ją tylko dostarczyć. Ona nawet rzeki nie widziała, została przysypana. Później piasek się osunął i dopiero wpadła do Warty, już dawno martwa. Boję się tych ludzi, a nie wiem, kim oni są. Pokieruję pana, ale ja nie chcę mieć kłopotów i chcę pożyć jeszcze trochę” – snuje swoją wersję Jakub J. Przyznam, że od momentu odnalezienia ciała Ewy Tylman brałem pod uwagę podobny przebieg zdarzeń. Przypomnę, że zwłoki odnaleziono 12 kilometrów od mostu Świętego Rocha, gdzie urwał się ślad po Ewie Tylman. Wiele wskazuje na to, że ciało rzeczywiście mogło być przysypane piaskiem, dlatego tak długo nie można było go odnaleźć i nie wypływało na powierzchnię. W pobliżu miejsca znalezienia zwłok Ewy jest żwirownia, o której wspomina Jakub J. Fakt, że zwłoki znajdowały się w piachu, tłumaczy, dlaczego były w dość dobrym stanie. Mimo to nie ustalono przyczyny śmierci młodej kobiety. Co też daje wiele do myślenia.

Michał Larek pyta w czasie wywiadu Andrzeja Tylmana również o to, co on sądzi na temat powyższej hipotezy. Ojciec Ewy mówi w odpowiedzi o swoim przyjacielu Macieju Rokusie, który przeszukiwał z ekipą płetwonurków Wartę. Mówi, że Rokus przeszukał rzekę bardzo dokładnie, od Poznania aż do jej ujścia do Odry i, że w czasie poszukiwań cały czas pozostawał z nim w kontakcie telefonicznym.

Znalazł zwierzęta, znalazł inne ciała, ale ciała Ewy nie znalazł

- stwierdza Andrzej Tylman. -

Ono znalazło się dopiero dużo później, w lipcu 2016 roku. A ekipa Macieja w czasie poszukiwań na wodzie pracowała na bardzo dobrym sprzęcie, poza tym oni są bardzo rzetelni, szukali dokładnie, wycinali gałęzie itd. Ciało Ewy powinno było się ruszyć, powinno było wtedy wypłynąć, a tak się nie stało. Nie czytałem książki Szostaka, ale powiem panu, że ja się też zastanawiam nad takim przebiegiem wydarzeń. Też zastanawiam się czy ciało od razu znalazło się w wodzie.

Śmierć Janusza Szostaka

Rozmowę z Andrzejem Tylmanem Michał Larek przeprowadzał w pierwszych dniach grudnia, krótko przed rozprawą, która miała się odbyć 8 grudnia. Tamtego dnia Janusz Szostak żył. Był dziennikarzem śledczym, najbardziej znanym z badania sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek i dwóch publikacji poświęconych jej zaginięciu. Szostak do sprawy Ewy Tylman już nie wróci. Zmarł niespodziewanie 10 grudnia.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto