Grzeczne, zadbane i uśmiechnięte. Najmłodsze ma trzy i pół roku. Najstarszy, pierworodny - osiemnaście. - Fajnie jest mieć tyle sióstr i braci – mówi dziesięcioletni Jakub. Można grać w piłkę, robić razem lekcje i kawały sobie opowiadać. Jest wtedy bardzo śmiesznie – dodaje.
Ale śmiesznie, tak jak dzieciom, nie jest wcale ich rodzicom. To młodzi ludzie, mają po 37 lat. Ojciec, murarz z zawodu, do niedawna pracował. Dziś nie ma pracy. Czeka na telefon… Gdy zadzwoni będzie praca. - Mąż do tej pory wyjeżdżał za granicę. Pracował. Przysyłał co miesiąc pieniądze i jakoś wiązaliśmy koniec z końcem. Nie było lekko, ale dało się żyć – tłumaczy pani Agata. Ale pod koniec października skończyło się – dodaje.
W lutym, by żyć sprzedali obrączki ślubne. - To była trudna decyzja. Dzieci już spały. Usiedliśmy wieczorem w kuchni i mąż wtedy powiedział, że musimy to zrobić – mówi. Najpierw nie chciałam się zgodzić, ale…
Pojechali do lombardu. Za obrączki dostali jak za złom. I było … na chleb.
Rodzina otrzymuje pomoc finansową od gminy. Około 200 złotych na każde dziecko i pomoc rzeczową. Gdy ojciec pracował dało się… W obecnej sytuacji pomimo największych chęci się nie da. Zima nie chce odejść. Dzieciom nie przeszkadza. Na śniegu grają w piłkę. Dla rodziców to koszty. Znów trzeba było kupić węgiel. Nie ma pieniędzy. Kupili za pożyczone pieniądze.
- Ten pan co nam węgiel sprzedaje, nas zna – mówi pani Agata. On wie, że oddamy. Zawsze oddajemy. Najgorzej, że w sklepie musieliśmy brać już na zeszyt. Jak telefon nie zadzwoni i mąż nie wyjedzie, nie wiem co będzie.
Dzięki produktom przekazanym gminie przez Koniński Bank Żywności trafiła do nich herbata, cukier mąka i makarony. Dzieci ucieszyły się z kisielu i jogurtów. Kuba marzy o „psikawce” na święta. Chciałby jeszcze aby wszyscy byli zdrowi.
Piotr, Justyna, Paweł, Agnieszka, Dawid, Brajan, Nikola, Wiktor, Wiktoria, Bartosz, Jakub – to ich cały majątek. - Chcieliśmy mieć dużą rodzinę – mówi Henryk, mąż pani Agaty. Tylko żeby ten telefon zadzwonił – wyrywa z kontekstu.
Jest murarzem. Jak zrobi się cieplej zacznie na miejscu szukać pracy. Teraz czeka. I się martwi. Mieszkają w małym starym domku. Kupili go od starszych ludzi, dawnych gospodarzy. Zrobili trzy pokoje i jadalnię. Pan Henryk sam wszystko wyszykował. Jest czysto. Serweta na stole.
- Często jest tak, że rodziny wielodzietne - to od razu alkohol – mówi wójt gminy Wierzbinek Paweł Szczepankiewicz. - Tutaj jest inaczej. Dzieci chodzą do szkoły. Byłem u nich kilka razy – dodaje.
W grudniu na święta od siebie zawiózł im ryby. Teraz też się wybiera. W Wielki Piątek chce im podrzucić trochę mięsa. To nie jest jednak rozwiązanie. Przecież wójt z własnej kieszeni nie może wspierać potrzebujących mieszkańców.
- Siedzę tak wieczorami i myślę co mogę jeszcze dla nich zrobić – mówi. Środki jakimi dysponuje gmina są takie a nie inne. Z pustego nie nabiorę. … Ale… pojadę – zapewnia.
Święta są krótkie. Potem trzeba dalej żyć. Ale jak? Żeby chociaż ta zima się skończyła. Wtedy może gdzieś się człowiek zahaczy – rozmyśla pani Agata.
- Czekamy. Ważne, że zdrowi jesteśmy. W życiu zawsze trzeba mieć nadzieję – tłumaczy. Nie mogę usiąść i płakać, bo mam jedenaścioro dzieci. …Mąż powiedział, że jak telefon zadzwoni i dostanie pracę, to kupi nam jeszcze obrączki. I będziemy je nosić. Chociaż nie będą ślubne.
A może Wy wiecie jak pomóc tej wielodzietnej rodzinie. Piszcie w komentarzach.
Konin.naszemiasto.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?