Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Nasze miasta Krotoszyn i Koło połączyła tragedia”, czyli historia krotoszyńskiego pociągu śmierci [ZDJĘCIA + FILM]

Łukasz Cichy
To właśnie pod tym tytułem ukazała się książka Antoniego Korsaka, która przybliża losy pociągu ewakuacyjnego z ludnością cywilną z Krotoszyna, który został zbombardowany równo 80 lat temu.

Obchody związane z upamiętnieniem ofiar wybuchu II wojny światowej i nalotu niemieckiego lotnictwa na pociąg ewakuacyjny i dworzec kolejowy w Kole odbyły się w poniedziałek, 2 września w Kole. W uroczystości udział wzięli m.in. poseł na Sejm RP Leszek Zalemba, radna Sejmiku Województwa Wielkopolskiego - Zofia Itman, wiceburmistrz Krotoszyna Ryszard Czuszke, były burmistrz Krotoszyna Julian Jokś, zastępca naczelnika Wydziału Oświaty i Spraw Społecznych Małgorzata Mielcarek, naczelnik Wydziału Promocji i Współpracy Jacek Kępa, radny Rady Miejskiej w Krotoszynie Jan Zych, przewodniczący Rady Powiatu Krotoszyńskiego Juliusz Poczta, sekretarz Powiatu Krotoszyńskiego Krzysztof Kaczmarek,burmistrz Koła Krzysztof Witkowski, przewodniczący Rady Miejskiej w Kole Tomasz Sobolewski, starosta powiatu kolskiego Robert Kropidłowski, wicestarosta powiatu kolskiego Sylwester Chęciński, sekretarz Powiatu Krotoszyńskiego Artur Szafrański, prezes Towarzystwa Miłośników i Badaczy Ziemi Krotoszyńskiej Antoni Korsak, wiceprezes TMiBZK Alina Kajewska, sekretarz TMiBZK Grzegorz Śnieciński, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Miasta Koło nad Wartą Grzegorz Mokrzycki oraz członkowie zarządu SPMKnW: Alina Frątczak i Jacek Skrycki.

Mieszkańcy złożyli wiązanki kwiatów w miejscu tragedii, czyli na dworcu kolejowym, przy tablicy upamiętniającej ofiary nalotów. Następnie udali się na cmentarz parafialny do zbiorowej mogiły ofiar, gdzie wysłuchali przemówień burmistrza Koła Krzysztofa Witkowskiego i wiceburmistrz Krotoszyna Ryszard Czuszke. Później swoimi przeżyciami podzieliła się Leokadia Fleischer z d. Brzezicha, która w wieku 9 lat przeżyła nalot w Kole (jest ona córką Stanisława Brzezichy, o którym pisaliśmy w TYM ARTYKULE). Na koniec modlitwę za zmarłych odmówił proboszcz parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Kole ks. kan. Józef Wronkiewicz.

-Te wszystkie wydarzenia świadczą, że nigdy żadna ideologia nie może być doprowadzona do skrajności. Również w tym przypadku mieliśmy do czynienia z ideologią rasistowską doprowadzoną do skrajności, która w efekcie skutkowała ogromnymi, tragicznymi atakami na ludność cywilną bez żadnego powodu, bez żadnej przyczyny. Ale te wszystkie tragedie mogą być po pierwsze dla nas nauczką, a po drugie jakimś elementem, które buduje przyszłość. Pamiętając o tej tragicznej przeszłości, możemy zbudować lepszą przyszłość. I akurat w tym przypadku, nasze miasta Krotoszyn i Koło połączyła tragedia, ale połączyła również na przyszłość. I to jest dowód na to, że na tej ogromnej tragedii wspólnie wspominając ją i pamiętając musimy myśleć o przyszłości, a przede wszystkim, żeby żadna ideologia nigdy nie doprowadzona została do takiej skrajności, do jakiej została doprowadzona w III Rzeszy – mówił podczas uroczystości burmistrz Krzysztof Witkowski.

-To co łączy, to jest wspólna pamięć. Mam nadzieję, ta pamięć będzie w nas trwała, bo tylko ona może zaświadczyć o tym, że możemy budować nową, lepszą przyszłość. W imieniu krotoszyniaków składamy serdeczne podziękowania za tą pamięć o naszych krotoszyniakach państwo pielęgnujecie. Jest to cenne, że mimo upływu lat, w naszej zbiorowej pamięci te ofiary ludobójstwa zawsze będą trwały. Dlatego jest nam bardzo miło, że możemy spotkać się przy kwaterze tych ofiar nalotu, tym bardziej, że mamy tu również ofiary z gmin powiatu krotoszyńskiego oraz Koła. To co łączy, to jest wspólna pamięć. Mamy nadzieję, że ta pamięć będzie w nas trwała, bo tylko ona może zaświadczyć, o tym, że możemy budować nową, lepszą przyszłość – mówił wiceburmistrz Krotoszyna Ryszard Czuszke.
1 września w godzinach popołudniowych pociąg wyruszył z Krotoszyna i przez Koźmin, Jarocin i Konin dotarł do Koła. Celem była miejscowość Żółkiew w województwie lwowskim. Pociąg zmuszony był przepuszczać transporty wojskowe i następnego dnia dotarł na dworzec w Kole. 2 września o ok. godz. 15:00 pociąg znajdował się 1-2 km od dworca. Wtedy to został zbombardowany przez niemieckie samoloty. Gdy pasażerowie zaczęli uciekać byli ostrzeliwani z karabinów pokładowych. Trudno dzisiaj ustalić liczbę osób. Według różnych danych ich liczba waha się od 100 do 250. Stąd też poszukiwania na szeroko zakrojoną skalę. Dzięki niej udało się ustalić 117 osób. Dodatkowo 6 osób z rodziny Sztefków ze Zdun zginęło, choć nie przybyli do Koła pociągiem, a własnym transportem. Udało się również ustalić listę 194 pasażerów pociągu, którzy przeżyli. Na chwilę obecną na podstawie niepełnej listy wiemy, że najwięcej osób pochodziło z Krotoszyna (67). Ze Zdun były 22 osoby, z Koźmina - 7, z Kobylina - 5, a z Sulmierzyc - 4. Nie mamy informacji nt. osób z Rozdrażewa. Dodatkowo w czasie nalotu zginęli również mieszkańcy Koła. Na liście Antoni Korsak zebrał 12 takich osób. Jedną z pasażerek, która przeżyła nalot była Leokada Fleischer z d. Brzezicha.

-Nigdy więcej wojny! - tymi słowami rozpoczęła swoje przemówienie Leokadia Fleischer z d. Brzezicha. -Ja przeżyłam bombardowanie w Kole mając 9 lat. Straciłam moją mamę tutaj. Dzięki mamie żyję, bo przykryła mnie swoim ciałem na wagonie. Ja zostałam pod mamą, a mama połowę głowy miała odcięte. Zabita na mnie. Miałam jeszcze braciszka, który miał pół roku. Został bez mamy. Ojca po bombardowaniu był tak samo ranny, jak ja. Siostra miałam siedemnastoletnią, ciężko ranną. Całą prawą nogę miała zerwaną. Całe mięśnie i prawą rękę. 36 odłamków w plecach. Tak przeżyliśmy bombardowanie, zostawiając w tej mogile swoją ukochaną mamę. Tutaj byliśmy w szpitalu. Miejsca nie było, leżeliśmy na placu. Wieczorem zimno się zrobiło, zabrali nas do Konina. Tak byliśmy w szpitalu. Wszyscy ranni. Nie było tak, jak dzisiaj są operacje. Wszyscy z pogotowia na stół operacyjny. Ja byłam ranna, siostra ranna, ojciec ranny i ten mały braciszek ranny w głowę. Jakoś przeżyliśmy to wszystko, z tym, że był nalot, jak byliśmy w Koninie. Wszyscy z tego szpitala uciekaliśmy, żeby na nas się nie zawaliły mury szpitala. Zgubiliśmy się z ojcem. Ja z tą 17-letnią ciężko ranną siostrą, a braciszek z ojcem w poduszce jeszcze, jako małe dziecko. I tak się poniewieraliśmy, spotykając po drodze chłopaków blisko Krotoszyna, z Perzyc. Jechali rowerami i ci nas zabrali, bo widzieli, że jesteśmy boso i w szpitalnych koszulkach. Siostra nie mogła iść, bo była ranna. I tak wszyscy uciekali na Warszawę, bo każdy bał się Niemca. Tak, dojechaliśmy do Łowicza, na tych rowerach z tymi kawalerami. Łowicz został zbombardowany. Gdy zbliżaliśmy się, miasto się paliło. To już wtedy przeżyłam najgorszą tragedię, jaka mogła być, bo chcieli mi siostrę rozstrzelać. A ja zostałabym sama, bo stwierdzili, że jest szpiegiem. Podobna osoba była taka przy bombardowaniu. Jak ją wojsko zatrzymało i prowadzili na posterunek, to połknęła truciznę i się zatruła i stwierdzili, że siostra moja jest podobna i jest siostrą tego szpiega. Błagałam na kolanach, bo chciał mi ten sąd wojskowy siostrę zabić. Ale ja ubłagałam się na kolanach, bo już nie mam nikogo. Ojca, nie wiem czy żył, mama zabita, to wiedziałam, że tutaj leży, ale ciężko było ich ubłagać. Przyjechał jakiś wojskowy, kapral i mówi: „przecież zrozumcie te dziewczyny ,nie mają żadnych papierów, bo są ze szpitala zbombardowanego” i wtedy ubłagałam się, że ta siostra przeżyła. Tak poniewierałyśmy się dwa miesiące. I tylko wszyscy uciekali przed Niemcem. Za tym Łowiczem już nie można było szosą jechać, bo już wojsko miało pierwszeństwo, to na boczne drogi zjechaliśmy z tymi kawalerami. Nie mogliśmy ujechać, bo siostra miała 17 lat, ranna iść nie mogła. A ja mówię do siostry: „Siostro, jak ciężko jest im i oni chcą uciec Niemcom. Zostańmy”. I tak żeśmy w polu zostały, pod Warszawą, koło Żyrardowa. Taka mała wioska Grzybek. Po prostu w szarym polu. Wieczór się robił, ale tak pomyślałam, że muszę jakoś znaleźć kogoś, żeby się przenocować. A tam szare pole i domek. Poszłam i za laskiem spotkałam mały domek, niewykończony i tam była pani z dwoma dziećmi i zapytała „Dziecko, czego tu szukasz”, odpowiedziałam „proszę panią, ja tak bardzo proszę o nocleg, bo mam bardzo chorą siostrę”. Ona powiedziała: „ale ja nic nie mam, bo mąż poszedł na wojnę, dom mamy dopiero w budowie, ale przyjdźcie, to ja mam tylko ziemniaki w polu i wodę w studni”. Poszłam po siostrę, oparła się o moje ramię i tak dotarłyśmy. Tak, więc koło Żyrardowa byłyśmy dwa miesiące, ale to było bardzo ciężko, bo Niemcy się zbliżały. Ta pani nie miała nic, tylko stół zbudowany z drewna, ławkę i taki piecyk z cegiełek i gotowała tę ziemniaczaną zupę, żeby się posilić z tymi dziećmi. I leciały samoloty i widziały, że tam ogień się pali. Myśleli, że to jest wojsko. I z karabinów maszynowych strzelali, a my pod ten stół, bo gdyby nie ten stół, to wszystko było tak, jakby pokosił. Czasami zupę gotowało się cały dzień, bo co samoloty leciały na Warszawę, to ogień był gaszony. Pewnego wieczoru, reflektory zaświeciły, a tam nic nie było tylko domek, drzwi nie było, okien nie było, tylko był dach na tym domu. Tak spaliśmy, bo ta pani miała tylko jedno łóżko, cztery osoby w poprzek. Jak przyjechali Niemcy, patrol, zapytał, czy tu są Polacy albo Wojsko Polskie. My im mówimy, że „tu nie ma żadnego wojska, ani żadnych mężczyzn. My żołnierzy nie widzieliśmy, bo to jest pustkowie”. I tak przeżyliśmy dwa miesiące, dopóki nie szedł pierwszy pociąg. A tak, to ja pasłam krowy, siostra leżała chora, a jedzenie to było takie: brat gospodyni miał krowę, to mógł taką zupkę ugotować. Uśrutowana kasza taka była, ziemniaki... Chleba to nie widziałam całe dwa miesiące. I żyję jakoś do dziś i dziękuję Bogu, że moja mama mnie przykryła, a ja mogę jeszcze cieszyć tym życiem. W tej chwili brakuje mi rok do 90 lat i jakoś rozum jeszcze mi dobrze sprzyja i mogę drugiemu dopomóż i dziękuję, że przeżyłam całą wojnę i nikomu nie życzę, żeby jeszcze taką wojnę przeżył – mówiła Leokadia Fleischer z d. Brzezicha.

Dalsza część uroczystości odbyła się w Ratuszu w Kole, gdzie miała miejsce promocja książki Antoniego Korsaka pn. "Krotoszyński pociąg śmierci. Nalot lotnictwa niemieckiego w Kole na pociąg ewakuacyjny i dalsze losy pasażerów".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krotoszyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto