Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koło. Robert Tomalski płynie kajakiem pod prąd, zbierając pieniądze dla chłopca z porażeniem mózgowym

Justyna Woźniak
archiwum prywatne Roberta Tomalskiego
Robert Tomalski płynie kajakiem pod prąd. Tym razem przemierza Wartę, przepływając przez Koło i okolice. Walczy z żywiołem i własnymi słabościami, a jednocześnie pomaga choremu chłopcu

Tomalski to kajakarz z okolic Radomia. Od kilku lat pływa, aby walczyć z samym sobą i żywiołem wody, który bywa niebezpieczny.

Justyna Woźniak: Jak zaczęła się Pana przygoda z kajakiem?
Robert Tomalski: Zacząłem pływać kajakiem w 2016 roku. Do tej pory pokonałem już sześć dużych rzek, płynąc pod prąd. Ten sport, to dla mnie odskocznia od trudnych przeżyć, które spotkałem na swojej drodze. Moją pierwszą wyprawą było przepłynięcie Wisły, które zajęło mi 27 dni. Po tym zrozumiałem, że taki rodzaj sportu dobrze wpływa na moje samopoczucie i postanowiłem to kontynuować.

Wyprawy, których Pan się podejmuje nie są krótkie, dlatego wymagają odpowiedniego przygotowania. O czym należy pamiętać podczas planowania takiej podróży?
Całe wyposażenie, które posiadam, znajduje się w lukach bagażowych kajaku. Są to ubrania, śpiwór, namiot, duże ilości jedzenia, zapasy wody oraz filtry, dzięki którym mogę pić wodę z rzeki. Mam też samowar turystyczny, dzięki któremu mogę zaparzyć ciepłą herbatę czy zupki, wózek, na którym można zamontować kajak, kiedy trzeba pokonać jakiś odcinek trasy pieszo. Śpię na brzegach rzeki, jestem tak naprawdę zdany na siebie i na to, co przygotuje przed podjęciem wyzwania. Jeśli czegoś mi braknie, dokupuję to w sklepach w trakcie postoju. Jednak zazwyczaj to, co zabieram ze sobą, wystarcza mi do końca podróży. Jeśli chodzi o prąd, to jestem wyposażony w powerbanki i baterię słoneczną, dzięki którym mogę naładować telefon, czy kamerę, która jest pomocna w rejestrowaniu kolejnych etapów wyprawy. Często gdy ludzie mnie widzą, częstują mnie jedzeniem lub dają posiłki na drogę. Zazwyczaj dzieje się tak latem, kiedy ludzie wypoczywają na brzegach rzek. Zdecydowanie doceniam taki przejaw życzliwości. Dzięki takiemu wsparciu jedzenie, które zabiorę z domu wystarcza mi na dłużej.

Czy przewiduje Pan czas, który zajmie każda z wypraw lub codziennie wylicza sobie ile kilometrów trasy chce pokonać?
Często czas wyprawy zależy od warunków pogodowych, gdy wieczory są chłodne, a nawet mroźne muszę wcześniej zakończyć swój dzień. W tym roku przepłynąłem Dunaj i tym sposobem pokonałem dziesięć państw, aż do Niemiec. Była to moja pierwsza wyprawa zimową porą, co bez wątpienia jest dużym wyczynem. Ile płynę…? Obecna podróż po Warcie to około 800 km, jeśli zrobię w ciągu dnia 50km, jestem już z siebie zadowolony. Wypłynąłem 14 marca i myślę, że ta podróż skończy się u źródła po szesnastu, maksymalnie osiemnastu dniach.

Ma Pan plany na kolejne podróże w najbliższym czasie?
Jak już wspomniałem, przepłynąłem w tym roku drugą rzekę Europy, czyli Dunaj, teraz pokonuję drugą rzekę Polski, czyli Wartę. Kiedy już dopłynę do źródła Warty, chcę pieszo przemieścić się do miasta Pilica i stamtąd spłynąć prosto do Wisły, około 120 km. Następnie mam zamiar popłynąć Wisłą pod prąd, wpłynąć w rzekę Radomka, później dopłynąć do rzeki Mleczna, a na koniec do rzeki Pacynka. Jeśli ten plan się powiedzie, skończę wyprawę zaledwie kilometr od domu. Jednak rodzina nalega na mój szybki powrót do domu ze względu na obecną sytuację w naszym kraju. Teraz martwią się o mnie chyba bardziej niż dotychczas. Nie wiem, czy zrealizuję te plany, o których teraz rozmawiamy, czy skończę wyprawę u źródła Warty.

Rodzina nalega na mój szybki powrót do domu ze względu na obecną sytuację w naszym kraju. Teraz martwią się o mnie chyba bardziej niż dotychczas.

Wiem, że ta wyprawa oprócz pasji łączy się także z działaniem charytatywnym. Jakim konkretnie?
Tak. Tym razem postanowiłem, że jeśli mogę komuś pomóc, to dlaczego miałbym tego nie zrobić. Zbieramy pieniądze dla Kuby, 15- letniego chłopca, który ma mózgowe porażenie dziecięce. Kuba jest rehabilitowany już przez wiele lat i liczę, że ta zbiórka przynajmniej częściowo pomoże rodzicom w dalszym leczeniu syna.

Cel jest niewątpliwie wielki. Czego jeszcze możemy Panu życzyć na koniec naszej rozmowy?
Czego mi życzyć... Wiatru w plecy i jak to się mówią żeglarze: stopy wody pod kilem.

Link do zbiórki uruchomionej na pomoc Kubie KLIKNIJ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kolo.naszemiasto.pl Nasze Miasto