Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kalendarz adwentowy KONIN NASZE MIASTO ze świątecznymi ciekawostkami. Dzień dwudziesty drugi

Aleksandra Polewska-Wianecka
Aleksandra Polewska-Wianecka
commons.wikimedia.org
Ród Raczyńskich to najbardziej znani arystokraci w Wielkopolsce i oczywiście najbardziej z Wielkopolską związani. Najwięcej mówi się o Edwardzie Raczyńskim i jego potomkach, tymczasem Edward miał brata Atanazego, a Atanazy miał swoich potomków. Linia Atanazego nazywana jest zniemczoną linią Raczyńskich lub też linią kurlandzką. Ostatni jej przedstawiciele mieszkali w pałacu w Obrzycku pod Szamotułami, a pokojowa pani Kazimiera Richert, opowiedziała mi w 1999 roku o życiu w ich pałacu i o bożonarodzeniowych zwyczajach. Oto jej wspomnienia.

Pani Kazimiera Richert urodziła się w Obrzycku w 1924 roku. Od roku w tamtejszy pałacu pracował jej ojciec – był szoferem. Już jako mała dziewczynka podpatrywała życie obrzyckich arystokratów. Szanowała Raczyńskich i doceniała opiekę jaką roztaczali nad wszystkimi swoimi pracownikami. Mając 15 lat rozpoczęła pracę jako pokojowa hrabiny Antoniny Raczyńskiej. W tzw. małym pałacu, w którym obecnie mieści się hotel, a gdzie po śmierci męża zamieszkała hrabina, pani Kazimiera pracowała przez cały okres II wojny światowej. Latem 1999 roku, w rozmowie ze mną, pani Richert wspominała Raczyńskich jak bohaterów młodości. W jej mieszkaniu we Wronkach, wisiały na ścianie w eleganckich ramkach fotografie obrzyckich arystokratów. Hrabina Antonina siedzi w dorożce tuż obok odzianego w liberię ojca pani Kazimiery. Hrabia Zygmunt Raczyński Junior i otaczający go umundurowani leśniczy dostojnie spoglądają w obiektyw starego aparatu, a nam wydaje się, że patrzą właśnie na nas. Raczyńscy są byli obecni w tamtym domu nie tylko na fotografiach i we wspomnieniach dawnej pracownicy. Od 1983 roku regularnie odwiedzali Polskę i za każdym razem zaglądali do Wronek.

U Raczyńskich było nam bardzo dobrze

U Raczyńskich było nam bardzo dobrze

– zapewniła mnie już na wstępie pani Richert.

– Bardzo dobrze –

podkreśliła. Na ławie wśród porcelanowych filiżanek i talerzyków z lukrowanym sernikiem, leżały rozrzucone przedwojenne zdjęcia.

– Wiele z tych fotografii należało do Raczyńskich, ale hrabia Józiu, najmłodszy syn hrabiny Antoniny, przywiózł je któregoś razu do Wronek i powiedział, że w Polsce jest ich miejsce.

Stare, brązowe fotografie lekko szeleściły, gdy się ich dotykało. Na jednej z nich twarz Antoniny Raczyńskiej zastygła w półuśmiechu, na innej, kondukt pogrzebowy Ordynata Raczyńskiego sunie w skupieniu przez most. Każde ze zdjęć przywołuje inne wspomnienie. Oto kilka spośród tych, które najtrwalej zapisały się w pamięci pani Kazimiery.

Plamy na obrusie

Hrabia Zygmunt Raczyński, III ordynat na Obrzycku, był spadkobiercą fortuny Atanazego Raczyńskiego, brata Edwarda Raczyńskiego. Był człowiekiem spokojnym i cichym, który prawdę mówiąc, żył w cieniu swojej żony Antoniny – najbardziej wyrazistej osobowości Obrzycka. Hrabia pasjonował się lasami, napisał o nich kilka książek, ale niestety, żadna chyba nie przetrwała wojny. Mimo, że był członkiem Kościoła Ewangelickiego ufundował dla kościoła katolickiego w Obrzycku – dzwon. Dzięki jego hojności ten kościół również rozbudowano. Zygmunt Raczyński mimo swego spokoju i cichości obdarzony był wspaniałym poczuciem humoru. Jego żona nie znosiła niechlujstwa przy stole. Kiedy spożywało się posiłek w jej obecności, nie wolno było nigdzie nabrudzić. Ale akurat ordynat miewał z tym kłopoty. Więc kiedy coś upadło mu obok nakrycia, czy wylał na obrus odrobinę sosu, starał się to ukryć, przykrywając plamę talerzykiem lub filiżanką. Lecz kiedy przy tym samym posiłku sytuacja się powtórzyła i hrabina zaczynała się denerwować, hrabia Zygmunt wstawał, brał butelkę z winem i rozlewał je po całym obrusie. Następnie siadał spokojnie i stwierdzał, że skoro już i tak jest brudno, to z pewnością nic się nie stanie, jeśli coś jeszcze upadnie na serwetę.

Antonina – serce ordynacji

Jak już wspomniałam, ordynat żył jakby w cieniu swojej żony. Antonina Raczyńska pochodziła ze znanego niemieckiego rodu Boenninghausen-Budberg. Historię jej rodu, która sięga 1000 roku, opisano w niezwykłej rodzinnej kronice. Przodkowie Antoniny zajmowali się głównie sprawami wojskowymi i uprawą roli. Antonina była niczym motor, który napędzał całe Obrzycko. Potrafiła robić niemal wszystko. Gotowała, piekła, haftowała, polowała na zwierzynę. Miała też pasiekę, którą osobiście się zajmowała. Konno jeździła nawet po swych 75 urodzinach. Po śmierci Zygmunta Raczyńskiego, hrabina przeniosła się do tzw. małego pałacu. W 1939 roku skończyłam 15 lat i zaczełam tam pracować jako pokojówka. Dlatego też, Antonina jest mi niejako najbliższa, najlepiej ją znałam. Była bardzo elegancką kobietą, ubierała się wytwornie. Zimą np. nosiła ciemnozielone płaszcze z lodenu. W małym pałacu mówiłyśmy tylko po niemiecku. Kiedy w 1939 roku wybuchła wojna, w naszych stosunkach z hrabiną nic się nie zmieniło. Nie powstał nagle żaden podział typu: wy – Polacy i my – Niemcy. Ani przez chwilę nie byliśmy traktowani gorzej. Antonina traktowała nas bardzo dobrze. Kiedy miała dobry humor pozwalała nam dłużej spać. Pamiętam jak któregoś razu zaspałam razem z gosposią. Gdy obudziłyśy się i zobaczyłyśmy, która jest godzina, wpadłyśmy w popłoch. Bałyśmy się awantury. Ja tamtego dnia zetknęłam się z hrabiną pierwsza, a ona tylko popatrzyła i spytała: „Co? Twój budzik nie zadzwonił?” Antonina miała siostry za granicą – jedną w Niemczech, drugą we Włoszech. W okresie międzywojennym często je odwiedzała. Gdy była dzieckiem, ja i moi rówieśnicy z majątku doskonale wiedzieliśmy, kiedy hrabina wraca z podróży. Tego dnia co tchu biegliśmy ze szkoły do domu, bo zawsze przywoziła nam z tych wojaży jakieś upominki: kredki, koraliki, broszki. Zawsze też przysyłała mojemu ojcu pocztówki z pozdrowieniami. Zresztą, to ona właśnie dostrzegła gdzieś mojego ojca i kazała go wyuczyć na szofera.

Cicha noc

T

am gdzie dzisiaj leży miejscowość Zielona Góra, był dawniej mały mająteczek; zwało się go Obrzycko – Zamek. W tymże mająteczku było około dwadzieściorga dzieci. Wśród nich także ja. Kiedy nadchodziły świeta Bożego Narodzenia chodziliśmy do pałacu po tzw. gwiazdkę. Wieczorem, około szóstej, z małymi świeczkami w rączkach wchodziliśmy schodami na pierwsze Pietro. Stały tam odświętnie ubrane stoły i choinka przystrojona wyłącznie białą lametą i białymi świeczkami. Recytowaliśmy wierszyki, śpiewaliśmy polskie kolędy i po tym mały przedstawieniu nadchodził najważniejszy dla nas moment: prezenty! Już we wrześniu albo w październiku, przychodziły do naszych domów panie z pałacu, które zajmowały się szyciem. Mierzyły każde dziecko i szyły dla niego sukienki, fartuszki, chusteczki… Robiły też z wełny szaliki, rękawiczki, rajstopki,. A tego wigilijnego wieczoru wszystko to dostawaliśmy w prezencie. Każde z nas dostawało również jakąś zabawkę. A nie były to zabawki przypadkowe! Dobierano je starannie do płci i wieku. Na koniec wręczano nam duże, płócienne torby (takie przewieszane przez ramię) pełne łakoci: cukierków, pierników, jabłek, fig. Po wyjściu dzieci, na piętro wchodziła służba pałacowa. Śpiewali „Cichą noc” po niemiecku. W Polsce tę kolędę śpiewa się właściwie od niedawna, a ja, znałam ją już jako mała dziewczynka. Każdy z członków służby na jakiś czas przed świętai wypisywał na kartce 3 życzenia – rzeczy jakie chciałby na Gwiazdkę dostać od Raczyńskich. Antonina zbierała wszystkie te karteczki i – o ile było to możliwe, spełniała wszystkie prośby. Jeśli nie, to jedną lub dwie. Kiedyś moja matka potrzebowała płótno na pościel, szepnęła więc ojcu by je umieścił wśród gwiazdkowych życzeń. I w taki sposób dostaliśmy cały wałek płótna. Innym razem ojciec napisał, że chciałby zegarek na rękę – a w tamtych czasach to był naprawdę luksus. I dostał ten zegarek! Nigdy nie kupowaliśmy sobie żadnych ubrań, ani materiałów na nie. Jeśli potrzebowaliśmy, ojciec po prostu dostawał je od Raczyńskich. Prócz prezentów nasza rodzina dostawała również na Boże Narodzenie karpia i makowiec. W zimie organizowano także kulig dla służby, a sanie mknęły taką trasą, jaką służba sobie życzyła. Kiedy nadchodził sezon zbioru jabłek, każdy pracownik otrzymywał skrzynkę tych owoców. Po polowaniach, kawał jelenia albo dzika.

Świąteczne konwalie

Pensje wypłacano służbie regularnie. Nie były one wysokie, ale jak mówię – myśmy dostawali wiele potrzebnych rzeczy, które i tak musielibyśmy kupić. Ciekawostką gwiazdkową było to, że każdego roku na Boże Narodzenie w pałacu kwitły konwalie w doniczkach. Również w zimie 2 lub 3 razy w tygodniu gotowano obiad w wielkim kotle i odwożono do nadleśnictwa. Tam wydzielano obiady dla biednych. Ludzie przychodzili z kaneczkami i dostawali pożywienie. A jeśli jakiś żebrak przybłąkał się do pałacu, nigdy nie odchodził stamtąd głodny.

Sowieci w pałacu

Kiedy upadło Powstanie Warszawskie i wiadomo było, że Armia Czerwona prędzej czy później i tak dotrze do Wielkopolski, Raczyńscy rozpoczęli przygotowania do ucieczki. Hrabina Antonina początkowo myślała o tym, by zostać w Obrzycku, mówiła, że zna rosyjski i sobie poradzi z Sowietami, że się ich nie boi. Tylko hrabia Józiu uciekał gdzieś spod Koła, reszta Raczyńskich wyjeżdżała z Obrzycka na niespełna tydzień przed wejściem wojsk radzieckich. Antonina, jej synowa ordynatowa i wnuki, wyjechali w sobotę pociągiem z Szamotuł. Ordynat, Zygmunt Junior – wyjechał we wtorek, a w czwartek weszli Rosjanie. Nie da się opisać tego co się działo w Obrzycku, kiedy weszli do niego Sowieci. Nie da się opisać, jakie spustoszenie po sobie zostawili! Nikt z nas nie czuł się z nimi bezpiecznie. Ja ze strachu uciekłam w końcu do mojej babci, do Starołęża. W 1948 roku dostałam list od hrabiny Antoniny, że darowuje mi meble z jednego pokoju w pałacu. W 1948 roku!

– pani Kazimiera wybucha cierpkim śmiechem. –

Oczywiście nigdy tych mebli nie dostałam!

ZOBACZ TAKŻE

ZOBACZ TAKŻE

ZOBACZ TAKŻE

ZOBACZ TAKŻE

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto