Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dramat w schronisku w Posadówku. Martwe zwierzęta znaleziono w budach i zamrażarkach

Anna Borowiak
Anna Borowiak
WIOZ Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt
WIOZ Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt WIOZ Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt
- Zwłoki zwierząt, psy skrajnie zagłodzone, upodlone, z sączącymi ranami, przymarznięte do bud - tak środową interwencję w schronisku w Posadówku relacjonują przedstawiciele Wielkopolskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, którzy wspólnie z fundacją Mondo CANE ujawnili dramat zwierząt, do którego doszło w niewielkiej miejscowości pod Lwówkiem w powiecie nowotomyskim.

Dramat w schronisku w Posadówku

- Magią Posadówka jest wzajemna pomoc zwierzęcia i człowieka - pisali w ubiegłym roku założyciele schroniska, gdy zbierali środki na jego odbudowę po zniszczeniu przez gwałtowną burzę. W tym samym miejscu, które miało być ostoją dla bezdomnych zwierząt, doszło do ich dramatu.

Przedstawiciele Fundacji Mondo CANE i Wielkopolskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, wspólnie z policją i prokuraturą w środę, 1 lutego, weszli na teren schroniska w Posadówku w gminie Lwówek. Interwencja była pokłosiem informacji, która do Mondo CANE trafiła od nauczycielek jednej ze szkół, w jakiej przeprowadzono zbiórkę karmy.

- Dostaliśmy informację, że dzieje się tam bardzo źle. Dzieci z nauczycielkami pojechały dostarczyć karmę, a zobaczyli tragiczne warunki. Jeden pies umierał na ich oczach. Dziś już wiemy, że sygnały o tym schronisku docierały już wcześniej do gminy i Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Nowym Tomyślu, ale nikt niczego nie zauważył. Kontrole zawsze kończyły się dla schroniska pomyślnie. Gdy zaczęliśmy otrzymywać kolejne informacje i zdjęcia nie było na co czekać, musieliśmy natychmiast interweniować - mówi Łukasz Jakubowski, szef inspektoratu Fundacji Mondo CANE w Poznaniu.

Martwe zwierzęta znaleziono w budach i zamrażarkach

Na miejscu przedstawiciele fundacji zastali dramatyczne obrazy. Jak relacjonują, w przemoczonych kojcach w ogromnych ilościach zalegały zwierzęce odchody, zwierzęta nie były zabezpieczone przed zimnem, miały przerośnięte i powywijane pazury, kołtuny w sierści.

- W kojcach leżały zawilgocone szmaty, które dodatkowo wyziębiały psy. Były tam zwierzęta chore, starsze, w bardzo złym stanie. Uratowaliśmy 47 psów, które trafiły do innych fundacji i domów tymczasowych. Te, które były w najgorszym stanie, przebywają w klinice. Podczas wstępnych oględzin właściciel schroniska wchodził do kojca i mówił, że w budzie nie ma żadnego psa. Gdy my wchodziliśmy do środka, ujawnialiśmy zwłoki - relacjonuje Łukasz Jakubowski.

Podczas interwencji, jak usłyszeliśmy, na terenie schroniska w Posadówku znaleziono dwa martwe psy w budach i 7 martwych psów, które były ukryte w zamrażarce. Oprócz nich był w niej również martwy kot. Wszystkie te, które udało się uratować, do późnych godzin wieczornych opuszczały schronisko.

- Te zwierzęta, które wyciągnęliśmy z zamrażarki, były wychudzone i wygłodzone, w bardzo złym stanie. Interweniowaliśmy już w wielu różnych miejscach, ale to na pewno na zawsze zapadnie w naszej pamięci, bo było stworzone w celu pomagania i ludziom, i zwierzętom. Założenie było niesamowite, ale wyszło z tego coś strasznego. Te psy nie umarły kilka godzin przed naszym przyjazdem. One cierpiały tam już od dawna - mówi.

"Docierają do nas kolejne niepokojące sygnały dotyczące schroniska w Posadówku"

Przedstawiciel Fundacji Mondo CANE nie ukrywa, że w jego ocenie odpowiedzialność za tę sytuację ponoszą przede wszystkim Powiatowy Inspektorat Weterynarii i przedstawiciele samorządów.

- Będziemy pracować nad weryfikowaniem umów zawieranych przez gminy ze schroniskiem. Rola samorządu w opiece nad bezdomnymi zwierzętami nie kończy się w momencie zapłacenia faktury. W tym przypadku zawiodło wiele osób. Zabrakło kontroli ze strony urzędników. Zwierzęta nie były kastrowane i sterylizowane, co już jest niedotrzymaniem umowy - podkreśla.

Łukasz Jakubowski wyjaśnia, że fundacja złożyła już zawiadomienie w prokuraturze, do którego dołączane są kolejne wnioski dowodowe.

- Docierają do nas kolejne niepokojące sygnały dotyczące schroniska w Posadówku. Sprawa okazała się dużo bardziej poważna, niż sądziliśmy na początku. Będziemy wszystko weryfikować. Mamy nadzieję, że jak najszybciej zapadnie decyzja o całkowitym zamknięciu tego miejsca. Będziemy walczyć o sprawiedliwość dla tych zwierząt - zapowiada.

"Umieralność w Posadówku przekracza wszelkie normy"

- Na miejscu zastaliśmy mordownię, umieralnię zwierząt. Te, które zostały odebrane, były skrajnie zagłodzone, wychudzone i zaniedbane. Szokiem i niedowierzaniem jest dla nas to, że to wszystko odbywa się z publicznych pieniędzy. Gminy nie wykazały żadnego zainteresowania losem bezdomnych zwierząt. Umieralność w Posadówku przekracza wszelkie normy. Widoki, które zastaliśmy, były makabryczne - mówi Karolina Marzec, prezes Wielkopolskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt.

Jak dodaje, zwierzęta były skrajnie wygłodzone i mieszkały w przemoczonych kojcach.

- Sprzątanie polegały na polewaniu wodą z węża desek. Przy temperaturach ujemnych nie wiem, jak one mogły to wytrzymać. Nie miały kawałka suchej podłogi. Wszystkie martwe zwierzęta, które wczoraj odnaleźliśmy, przejdą sekcję zwłok, która wyjaśni, co tam się wydarzyło - podkreśla.

Przedstawiciele Wielkopolskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt są w szoku.

- Wiele lat temu sama współpracowałam ze schroniskiem w Posadówku. To, co zobaczyłam wczoraj, nie jest już tym samym Posadówkiem, które znałam. To była umieralnia zwierząt. Nauczycielki i dzieci uciekały stamtąd z płaczem - mówi.

Burmistrz Lwówka: "Nie wiem, czy wydarzyło się coś złego"

Schronisko w Posadówku prowadzone jest Stowarzyszenie Integracji Społeczności Lokalnych „Wielkopomoc". Jaką kontrolę nad tym miejscem miały samorządy, które z niego korzystały? Czy urzędnicy weryfikowali, w jakich warunkach przebywają zwierzęta? Burmistrz Lwówka do sprawy odnosi się krótko:

- To nie jest gminne schronisko. Korzystaliśmy z jego usług zgodnie z gminnym programem ochrony zwierząt i płaciliśmy za wykonane usługi, ale nadzór nad tym miejscem prowadzi powiatowy lekarz weterynarii - mówi.

Piotr Długosz mówi, że nigdy wcześniej sygnałów o tym, że w Posadówku źle się dzieje, nie otrzymywał. Dopiero w ubiegłym tygodniu do urzędu miała wpłynąć informacja dotycząca problemów z adopcją.

- Rozmawiałem o tym z kierownikiem schroniska, który zapewnił mnie, że kwestia była związana z oczekiwaniem na stosowne dokumenty - odpowiada burmistrz.

Czy gmina przeprowadzała w tym miejscu kontrole? Piotr Długosz mówi, że dwukrotnie na miejscu była komisja rolnictwa i "nie było zastrzeżeń". Ale to było 3 lub 4 lata temu.

- W ostatnim czasie ze względu na pandemię schroniska nie odwiedzaliśmy - przyznaje.

I dodaje: - Trudno mi się na ten temat wypowiadać, bo nie byłem na miejscu. Nie wiem, czy wydarzyło się coś złego. Wysłaliśmy tam wczoraj urzędników, ale nie zostali wypuszczeni, dlatego nie mam wiarygodnych, sprawdzonych przez siebie informacji.

Próbowaliśmy skontaktować się z kierownikiem schroniska. Nie odbierał naszych telefonów, przesłał jedynie krótką wiadomość SMS, gdy poprosiliśmy o komentarz.

- Nie ma sensu (wypowiadać się - przyp. red.). Już zostaliśmy osądzeni i skazani, a zmieni to dopiero zakończenie postępowania - czytamy w pierwszej przesłanej wiadomości.

Spróbowaliśmy raz jeszcze, ale otrzymaliśmy tylko krótką wiadomość:

- Naprawdę nie ma sensu, wszystko co powiemy zgodnie z prawdą przyniesie obecnie odwrotny skutek.

Oficer prasowy nowotomyskiej policji potwierdza, że funkcjonariusze zostali poinformowani o możliwości popełnienia przestępstwa.

- Przyjęliśmy zawiadomienie dotyczące znęcania się nad zwierzętami. Wczoraj przeprowadziliśmy na miejscu czynności, zabezpieczyliśmy ślady, wykonaliśmy dokumentację fotograficzną. Sprawa będzie dalej prowadzona przez policję w Lwówku. Nikt na ten moment nie został zatrzymany - mówi Mariusz Majewski z nowotomyskiej policji.

Potwierdza również, że na miejscu pojawili się pracownicy Urzędu Miejskiego w Lwówku, ale ze względu na prowadzone czynności procesowe nie zostali wpuszczeni na teren schroniska.

"Zdarzały się pewne uchybienia"

W środę na terenie schroniska w Posadówku pojawili się również przedstawiciele Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Nowym Tomyślu, ale jak wyjaśnia lek. wet. Janusz Kalemba, ich wizyta miała związek z sygnałami dotyczącymi problemów z adopcją zwierząt.

- Potwierdziliśmy, że w ubiegłym roku przeprowadzono 28 adopcji. Otrzymaliśmy informację, że są pewne problemy w tym zakresie, dlatego pojechaliśmy to zweryfikować. Nie wiedzieliśmy, że będzie przeprowadzana interwencja fundacji i organów ścigania - mówi powiatowy lekarz weterynarii w Nowym Tomyślu.

O kwestii interwencji nie chce się wypowiadać: - Nie chciałbym, żeby o moich ustaleniach i odczuciach policja czy prokuratura dowiadywały się z mediów. Trwa śledztwo, więc dla jego dobra i zachowania tajemnicy nie chcę sprawy szeroko komentować.

Czy wcześniej do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii docierały informacje, że w Posadówku zwierzęta mogą być niewłaściwie traktowane?

- Nigdy nie ma sytuacji czarno-białych. Zdarzały się pewne uchybienia, które trzeba było usunąć, ale nie chciałbym mówić, jakiego były typu. Wszelkie raporty przekażemy odpowiednim organom - mówi Janusz Kalemba i podkreśla, że kontrole w schronisku były przeprowadzane regularnie, raz lub dwa razy w roku.

Sprawą schroniska w Posadówku zajmie się prokuratura

Materiały z przeprowadzonych w środę w Posadówku czynności wpłynęły do prokuratury.

- Teraz musimy się szczegółowo się z nimi zapoznać i podjąć dalsze decyzje procesowe. Z naszej aktualnej wiedzy i doniesień medialnych naturalnym wydaje się, że wszczęte zostanie dochodzenie z artykułu 35. ustawy o ochronie zwierząt - mówi Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Co na to przedstawiciele schroniska?

Jako jedynym udało nam się porozmawiać z Hieronimem Włodarczykiem, który prowadzi schronisko w Posadówku. Wcześniej otrzymaliśmy tylko dwie krótkie wiadomości, ale ostatecznie uzyskaliśmy bardziej obszerny komentarz:

- Zostaliśmy już osądzeni i skazani w Internecie. Zawiesiłem konto swoje i schroniska. Cierpi na tym moja partnerka i dzieci, którzy dostają wulgarne komentarze, których nie będę cytował, bo są niecenzuralne. Powiatowy lekarz weterynarii był u nas kilka minut wcześniej w zupełnie innej sprawie, weszły fundacje i się zaczęło. Żaden z przedstawicieli fundacji nie zajrzał do dokumentacji medycznej psów. Ten wychudzony trafił do nas już w takim stanie 18 dni wcześniej. Nawet, gdybyśmy próbowali wszelkimi sposobami, w tak krótkim czasie nie byliśmy w stanie go doprowadzić do porządku. Tydzień wcześniej w czwartek zamknęliśmy schronisko, bo mamy parwowirozę. Nikogo to nie obchodziło, psy rozwieziono do różnych fundacji i domów tymczasowych. To pomówienia – mamy potwierdzenia, że są kastrowane, sterylizowane i szczepione. Odstępowaliśmy od zabiegów tylko, gdy mogły być zagrożeniem życia dla zwierzęcia. Każdy pies jest zaszczepiony przeciwko wściekliźnie i innym chorobom – twierdzi.

Kwestię zabrudzonych odchodami kojców tłumaczy tak: - Kojce były sprzątane o godzinie 9 rano, zdjęcia były wykonywane około 13-14. Sprzątamy co dwie godziny, cały dzień nie mogliśmy tego zrobić, więc efekt na zdjęciach był taki, a nie inny. Nie wszystko w schronisku było idealne, ale były dwie rzeczy, do których przykładaliśmy wagę – psy nigdy nie były głodne i miały opiekę weterynaryjną. Ktoś chce nas celowo zdyskredytować. Cała dokumentacja medyczna została zabezpieczona przez prokuraturę, a właśnie w niej są dowody naszej niewinności – twierdzi.

Kierownik schroniska mówi, że dwa psy, które znaleziono martwe w budzie, umarły kilka godzin wcześniej.

- Pracownik rano dawał im jedzenie, jeszcze żyły. W momencie ujawnienia, że nie żyją, nie miały nawet stężenia pośmiertnego – dodaje.

Jak wyjaśnia fakt, że w zamrażarce znaleziono siedem martwych psów i kota?

- Zwierzęta umarły 26 stycznia w związku z parwowirozą, o czym poinformowaliśmy firmę zajmującą się utylizacją. Firma realizuje odbiory tylko dwa razy w tygodniu – przyjechali dziś, ale psów z wiadomych względów już nie było. Na potwierdzenie tych słów będziemy musieli poczekać do zakończenia postępowania przez prokuraturę – mówi.

Fundacja Barka: "Jesteśmy wstrząśnięci"

Domy dla osób bezdomnych w Posadówku założyła ponad 20 lat temu fundacja Barka. Dopiero później gospodarstwo przejęło Stowarzyszenie Integracji Społeczności Lokalnych „Wielkopomoc".

- Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka od kilku lat nie jest już związana ze Stowarzyszeniem Wielkopomoc. Stowarzyszenie to zostało wykluczone z Sieci Barka i otrzymało wypowiedzenie użyczenia terenu w Posadówku - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez fundację.

Fundacja zapewnia, że współpracuje z Wielkopolskim Inspektoratem Ochrony Zwierząt interweniującym w Posadówku.

- Wszyscy ubolewamy nad tym, że tak okrutny los spotkał bezbronne zwierzęta. Żyjemy nadzieją, że te, które przeżyły da się uratować. Zwracamy się do mediów z prośbą o niekategoryzowanie ludzi bezdomnych jako winnych zaistniałej sytuacji. To konkretne osoby, które nie dopełniły swoich obowiązków lub świadomie skrzywdziły zwierzęta, powinny odpowiedzieć za ich cierpienie i zostać ukarane w sposób adekwatny do swoich czynów - czytamy w oświadczeniu.

WIOZ Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt

Dramat w schronisku w Posadówku. Martwe zwierzęta znaleziono...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na konin.naszemiasto.pl Nasze Miasto