Autor:

2016-07-22, Aktualizacja: 2016-07-27 13:11

Muzyka na talerzu z Ikei. Winyl wraca, ale już nie ten sam

W grudniu zeszłego roku po raz pierwszy od 25 lat wytłoczono w Polsce płytę winylową, a sprzedaż czarnej płyty rośnie. Czy to rewolucja? - Ludziom brakowało rytuału - mówi pracownik firmy, która wytłoczyła historyczny krążek. - Winyle kupuje się głównie, żeby pochwalić się przed znajomymi - tonuje nastroje człowiek, który tłoczy krążki w kształcie serca i sprzedaje na sztuki. Przyglądamy się rodzimemu rynkowi muzycznemu.

W samej Wielkiej Brytanii rocznie z półek sklepowych znika ponad milion czarnych płyt i prognozuje się, że w 2016 r. nakłady wydań winylowych po raz pierwszy od lat 80. będą wyższe niż na CD. - Dzisiaj łatwiej jest wytłoczyć i sprzedać tysiąc winyli niż tysiąc kompaktów – odważnie deklaruje Jarosław Polit, właściciel „Plakatonu”, jednego z warszawskich sklepów z winylami.

Fani muzyki na pewno pamiętają głośny eksperyment Jacka White’a, który w 2014 r. zaprezentował na żywo utwór „Lazaretto”, a równo trzy godziny i pięćdziesiąt pięć minut później sprzedał pierwszy egzemplarz wydanego na winylu singla. Udałoby się nawet szybciej, gdyby nie awaria głowicy. Było to jednak wydarzenie historyczne: po raz pierwszy fani mogli kupić oficjalne wydawnictwo z koncertem, w którym uczestniczyli, nie opuszczając budynku, w którym się odbył.

W wytwórni płytowej White’a znajduje się też „record booth” – malutka budka podobna do telefonicznej, do której każdy może wejść i w dwie minuty zagrać i zaśpiewać swoją piosenkę. Chwilę później z maszyny wylatuje gotowa płyta winylowa z nagraniem. To właśnie budką z Third Man Records zainspirował się Grzegorz Sawa-Borysławski z BeeVinyl.pl, basista zespołu Neony i jedna z niewielu osób na świecie, które posiadają prywatną maszynę do tłoczenia winyli. – Uznałem, że skoro Jack White może tak zrobić, to ja też mogę – opowiada.



Pierwsze w Polsce podejście do tłoczenia winyla na żywo odbyło się w kwietniu tego roku podczas Record Store Day. We wrocławskim klubie Nietota wystąpił Peter J. Birch, a Sawa-Borysławski nagrał każdy z dziesięciu utworów wykonanych podczas koncertu na osobną płytę winylową. - Trzeba było wstrzymać koncert na około półtorej minuty między poszczególnymi piosenkami, aż cały sprzęt się nagrzał, ale poza tym obyło się bez trudności – opowiada. Łącznie wytłoczono tylko 10 płyt – każda piosenka powstała w jednym egzemplarzu. Płyty były kwadratowe, przezroczyste, a na każdej wygrawerowano charakterystyczną brodę Petera. Podobny projekt Sawa-Borysławski zrealizował trzy miesiące później, w ramach festiwalu w Jarocinie, nagrywając „Nową Aleksandrię”.

Duża maszyna
Zanim jednak do tego doszło, miało miejsce inne przełomowe wydarzenie: w grudniu 2015 r. po raz pierwszy od 25 lat wytłoczono w naszym kraju płytę winylową, która trafiła następnie do szerokiej dystrybucji. Był to album koncertowy Budki Suflera, nagrany podczas Przystanku Woodstock w 2014 r. Stało się to w warszawskiej wytwórni GM Records, a historyczny krążek wytłoczono przy pomocy oryginalnych maszyn z lat 80., znalezionych... w szopie.

GM Records zaczynało na początku lat 90. od produkcji kaset magnetofonowych – był to mniej więcej moment, gdy polska wytwórnia Arston wytłoczyła ostatnią płytę winylową. Linia produkcyjna płyt CD pojawiła się w 1999 r., rok później poszerzono ofertę o płyty DVD, a niedawno również nośniki blu-ray. Winyle - choć historycznie pierwsze - zaczęto tu produkować dopiero pół roku temu. Dlaczego dopiero wtedy?

© Szymon Starnawski

Na zdjęciu powyżej: maszyna, na której tłoczy się winyle w GM Records

Problemem nie były pieniądze, tylko niedostępność maszyn. Ostatnie wyprodukowano na przełomie lat 80. i 90. – Robi się przymiarki, żeby znowu zacząć budować maszyny do tłoczenia winyli - opowiada Ireneusz Sikorski z GM Records. - Ale póki co, nowych urządzeń po prostu nie ma, więc trzeba się rozglądać po rynku wtórnym - dodaje.

Jakby problemów było mało, sprawa wymaga też niezłego refleksu, bo nawet jeśli jakaś maszyna pojawi się na aukcjach internetowych, to błyskawicznie zostaje sprzedana. - Mijała godzina od wystawienia i już tej prasy nie było - wspomina mój rozmówca.

Maszyny, które wytłoczyły "Cień wielkiej góry live" Budki Suflera, znalazły się trochę przypadkowo w szopie w małej wiosce pod Warszawą. - Kolega miał znajomego, który usłyszał, że podobno gdzieś pod Warszawą jest kilka tłoczni i innych elementów, więc pojechaliśmy od razu - opowiada Ireneusz Sikorski. Okazało się, że sprowadzono je w latach 80. z Ameryki i to właśnie na nich tłoczono winyle w rozwiązanej w 1993 r. wytwórni płytowej Arston. Maszyny udało się kupić i - co ważniejsze - uruchomić. Koło się zamknęło.



Mała maszyna
Grzegorz Sawa-Borysławski winyle tłoczy we własnym materiale, który wyglądem i trwałością do złudzenia przypomina prawdziwy winyl. - Jako drugi człowiek w Europie, a pierwszy w Polsce mam swój własny materiał – opowiada. - Udało mi się też wytłoczyć płytę na plastikowym talerzu z Ikei i na kliszy rentgenowskiej, wyciętej nożyczkami. W stereo i w ogóle. Gra lepiej niż pocztówka dźwiękowa – śmieje się.

Dlaczego nie w winylu? Powody są dwa. – Przy takiej produkcji, jaką prowadzę, formuła materiału musi być chemicznie zmieniona, żeby diamentowa igła się nie stępiła – tłumaczy. – Przy pierwszych testach po pięciu minutach straciłem igłę wartą kupę pieniędzy. Po drugie, materiał jest dostępny tylko w dwóch miejscach na świecie, a nie chciałem być zależny od dystrybutora – opowiada.
© Grzegorz Sawa-Borysławski

Na zdjęciu powyżej: Proces tłoczenia płyt z "Nową Aleksandrią" na festiwalu w Jarocinie

Jego maszyna jest bliźniaczo podobna do tej, jaką ma GM Records, ale mniejsza i tańsza. Bo profesjonalna maszyna kosztuje tyle, co dobre stumetrowe mieszkanie. Grzegorz Sawa-Borysławski sprzęt zdobył w Niemczech, a jego historia brzmi jakby żywcem wyjęta z filmu o buddyjskim mistrzu zen, ukrytym na szczycie niedostępnej góry.

– Wiedziałem, że jest pewien człowiek, który od 20 lat produkuje takie maszyny, jedną sztukę raz na kilka miesięcy – opowiada. - Tyle tylko, że on sobie sam dobiera klientów. Przez rok próbowałem do niego dotrzeć. Wreszcie, trochę z zaskoczenia, dostałem od niego informację: przyjedź za pół roku, tego konkretnego dnia, w to konkretne miejsce w Niemczech, maszyna będzie czekać.

Gotową maszynę Borysławski nieco zmodyfikował, by dostosować do swoich potrzeb. Bo o ile GM Records tłoczy winyle w dużych nakładach, o tyle jego BeeVinyl skupia się na sprzedaży detalicznej, nieszablonowych akcjach i nietypowych kształtach. Płyty mogą mieć właściwie dowolne kształty i kolory – krążek może przypominać piłę tarczową z ząbkami, być w kształcie serca, trójkąta albo kwadratu. Jeśli klient podpisze oświadczenie, że nagrywa na użytek prywatny, może na tym winylu wypalić każdą piosenkę, jaką tylko zechce. – Z Polski dostaję głównie zlecenia prezentowe – opowiada. – Z kolei zagraniczne zespoły często puszczają wodze fantazji i zamawiają płyty, które mają stanowić materiał kolekcjonerski.
© Grzegorz Sawa-Borysławski

Winyl, CD i streaming
Dlaczego „anachroniczny” winyl wypiera płytę CD, która przecież z założenia miała być lepszym, bardziej nowoczesnym formatem? Żeby to zrozumieć, musimy najpierw przypomnieć sobie, po co w ogóle kompakt wymyślono. Jak przekonuje Ireneusz Sikorski z GM Records, płyta CD powstała głównie dlatego, żeby na albumie zmieścić więcej muzyki. Na kompakcie będzie to 80 minut, podczas gdy optymalna długość płyty winylowej – taka, która nie wpływa negatywnie na brzmienie – to 45, góra 50 minut. - Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego na płytach Iron Maiden jest tylko osiem utworów, teraz rozumiem to już doskonale - śmieje się mój rozmówca.

Dziś historia zatoczyła kolejne koło i znów zmieniły się priorytety. Teraz artysta woli nagrać krótszy materiał, ale wydać go na winylu. Najgłośniejsze i najbardziej oczekiwane premiery płytowe ostatnich lat mają również swoje odpowiedniki winylowe. Nową płytę grupy Hey, „Błysk” można kupić również na winylu, podobnie jak album koncertowy Ani Rusowicz z Woodstocku czy „1976: A Space Odyssey” Zbigniewa Wodeckiego i grupy Mitch & Mitch.

Bo, trochę paradoksalnie, nie chodzi już tylko o muzykę. Czasy, kiedy do płyty dodawało się cieniutką, złożoną na pół kartkę, a na półkach dominowały okrojone z jakichkolwiek bonusów wydania „zagraniczna płyta – polska cena”, minęły już chyba bezpowrotnie. Dla wielu czarę goryczy przelała popularyzacja usług streamingowych, takich, jak Spotify, Tidal czy Deezer.
– W ostatnich latach za sprawą streamingu muzyka została trochę okradziona z duszy. Słuchanie jej online to nie to samo, co oczekiwanie na płytę ukochanego artysty, wyprawa do sklepu, gdzie dostaje się pięknie opakowany produkt. Potem jest cała ceremonia otwarcia, ukrywania paragonów przed żoną... Ludziom tego brakowało – tłumaczy Ireneusz Sikorski.

© Bartek Syta

I rzeczywiście – winyle dobrze się zbiera. Każdy z nas z pewnością zna kogoś, kto kolekcjonuje czarne płyty, ale niedoścignionym ideałem jest brazylijski biznesmen Zero Freitas, który w swoich zasobach ma już ponad 6 milionów krążków. Jego obsesja zaczęła się w 1964 r., kiedy za kieszonkowe kupił pierwszą płytę, „Canta para a Juventude” Roberto Carlosa. Gdy dwa lata temu Brazylijczyk opuszczał Kubę z zakupionym tam – bagatela – stu tysiącami winyli, jego asystenci żartowali, że Freitas zabrał stamtąd tyle towaru, że wyspa wynurzyła się z morza o kilka centymetrów.

Oczywiście wartość kolekcjonerska to niejedyna różnica między kompaktem a winylem – oba nośniki różnią się też między sobą brzmieniem: płyta winylowa ma cieplejsze, bardziej naturalne, pełniejsze brzmienie. Audiofil nie wyobraża sobie słuchania muzyki z innego nośnika. Sceptyk powie, że bez profesjonalnego sprzętu różnica jest nie do wychwycenia. Ale winyl kupią obaj – jeden dla brzmienia, drugi dla rytuału. - Pozornie tak nieistotne drobiazgi, jak spojrzenie na okładkę, rytuał układania płyty na talerzu, szmer rozbiegówki, zmiana strony sprawiają, że słuchania muzyki z winyla nie da się porównać z niczym innym – zgodnie twierdzi każdy, kto dał się zarazić miłością do czarnej płyty.

Renesans czy moda?
Czy to tylko chwilowa moda i co z tego wszystkiego wyniknie? Trudno dać teraz jednoznaczną odpowiedź, ale rok 2016 będzie z całą pewnością będzie kluczowy dla przyszłości czarnej płyty w Polsce. Słupki sprzedaży rosną, coraz więcej artystów decyduje się na wydanie albumów na winylu, a GM Records z każdym miesiącem zbiera coraz więcej zamówień. - Trudno mówić jednak, że winyl przeżywa renesans – tonuje nastroje Jarosław Polit z „Plakatonu”. - Dzisiaj tłoczy się płyty w liczbie 500 lub 1000 kopii, bo tyle da się sprzedać. Nie można tego porównywać z latami 70., kiedy tłoczyło się kilka milionów kopii i sprzedawały się wszystkie. Rynek się zmienił – przekonuje. Wtóruje mu Grzegorz Sawa-Borysławski. - W Polsce winyle jeszcze raczkują. Statystyki pokazują, że raczej kupuje się je na prezent, czy do postawienia na półce i pochwalenia się, niż do słuchania – opowiada.

Polski rynek płyt winylowych jest jednak jeszcze bardzo młody. Wystarczy rzucić okiem na wyniki sprzedaży na świecie – w zeszłym roku Adele sprzedała prawie 120 tysięcy egzemplarzy płyty „25” na winylu, a w czołówce obok reedycji albumów Pink Floyd czy The Beatles znajdziemy też m.in. młodą gwiazdę Taylor Swift czy Hoziera, autora hitowego singla „Take Me To Church”. Ostatni raz tyle winyli w ciągu jednego roku na całym świecie sprzedano w 1989 roku.

Marcin Śpiewakowski, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl
  •  Komentarze 2

Komentarze (2)

andrzej z toronto (gość)

oczywiscie zapomnialem dodac adres strony z artykulem
http://www.theglobeandmail.com/report-on-business/small-business/startups/canadian-firm-comes-to-the-rescue-of-vinyl-lovers-by-building-new-pressing-machines/article28507701/

andrzej z toronto (gość)

tutaj jest artykul z kanadyjskiego dziennika globe & mail na temat produkcji plyt przez zupelnie nowa wytwornie NA ZUPELNIE NOWOCZESNYCH MASZYNACH , korzystajac z najnowszych technologii.