Związek działa od 20 lat. Jubileusz istnienia świętowano w połowie listopada. Nie w Katowicach, ale w Zabrzu na Guido.
To właśnie tu istnieje jedyna w kraju izba pamięci poświęcona żołnierzom-górnikom. Otwarta została w 2009 roku i mieści się w jednej ze stajni na poziomie 170.
Po wojnie do radzieckich kopalń deportowano kilkanaście tys. górników. Powstał deficyt w naszych kopalniach, który władza postanowiła uzupełnić żołnierzami. Szacuje się, że w latach 1949-1959 siłą wcielono do załóg kopalń węgla i uranu ok. 200 tys. osób całej Polsce. Blisko tysiąc nie przeżył służby.
Skala zjawiska była największa oczywiście na Śląsku. W dużym stopniu w samym Zabrzu. Tu w siedmiu kopalniach żołnierze stanowili ponad 30 proc. załogi.
Jedną z takich osób był Jan Kamiński. W 1954 roku został wcielony do wojska. Z okolic Sieradza trafił do Zabrza. Dopiero wtedy dowiedział się, że będzie musiał wydobywać węgiel.
- To był szok. Nigdy wcześniej nie widziałem kopalni. Skierowali nas do prac, których cywile nie chcieli się podejmować.
W Kopalni Mikulczyce przepracował 2 lata. Mówi wprost: to były kompanie karne. Każdy trafił tu za jakieś "grzechy". On sam był synem kułaka, a jego wuj służył u Andersa. Czasem wystarczyło mieć np. szlacheckie pochodzenie i już lądowało się w takich oddziałach.
Pół dnia pod ziemią - jako górnik. Drugie pół na ćwiczeniach - jako żołnierz. Wojskowi pracowali dłużej i ciężej niż cywilni pracownicy. Codziennie, po kilkanaście godzin. Byle zdążyć z wykonaniem planu. W ich przypadku odmowa pracy to odmowa wykonania rozkazu. A za to grozi sąd wojskowy.
Wojskowi służący w kopalniach chętnie brali udział we wszelkich apelach i wykładach ideologicznych czy politycznych. Nie chodziło o zainteresowanie. Takie spotkania były jedyną chwilą wolną od pracy. Można było się zdrzemnąć.
A odpoczynek był towarem deficytowym. W miesiącu mieli jeden, może dwa dni wolnego. Żadnych przepustek. Czasem wspólna wycieczka.
Za swoją pracę żołnierze-górnicy właściwie nie otrzymywali wynagrodzenia. Po potrąceniu kosztów wyżywienia, umundurowania, zakwaterowania i utrzymania kadry oficerskiej zostawało 100 zł. Cywilny górnik dostawał dziesięć razy więcej.
Katorżnicza praca to nie wszystko. Żołnierze-górnicy byli traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Pamiętajmy, że w dalszym ciągu byli wojskowymi, ale zmuszeni byli chodzić w najgorszych mundurach. Ich karabiny miały przewiercone zamki. Cywile też nie byli do nich najlepiej nastawieni.
- Zwykli górnicy musieli najwidoczniej usłyszeć, że jesteśmy kryminalistami. W najlepszym razie trzymali się na dystans - mówi Jan Kamiński.
Działania ZRPŻG powoli przynoszą wymierne efekty. W ostatnich latach, z inicjatywy m.in. Jana Kamińskiego, powstała w Zabrzu nie tylko izba pamięci, ale również odsłonięto pamiątkową tablicę w Muzeum Górnictwa Węglowego oraz imieniem żołnierzy-górników nazwano rondo na os. Kopernika.
Wciąż brakuje jednak najważniejszego efektu, czyli zmian w prawie, które nadałyby ludziom takim, jak pan Kamiński status osób represjonowanych i pozwoliłyby im m.in. otrzymać odszkodowanie za swoją przymusową pracę.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?