Tylko raz w roku do pustelni w Bieniszewie mogą wejść kobiety. Na odpust Matki Bożej Siewnej przyjeżdżają do ukrytego w środku puszczy kamedulskiego klasztoru tysiące wiernych. - Tu jest cisza, spokój i święci ludzie. Czujemy się tu bliżej Boga - mówią pielgrzymi.
Wzniesiony na szczycie Sowiej Góry w sercu Puszczy Bieniszewskiej klasztor ojców kamedułów to oaza ciszy i spokoju. Na co dzień o istnieniu eremu przypomina tylko niosący się między drzewami dźwięk dzwonu zwołującego zakonników na modlitwę. Ale raz w roku, 8 września jest inaczej. Wiodący do Bieniszewa leśny dukt przypomina ulicę Marszałkowską w godzinach szczytu, a polanka u stóp klasztoru - parking przed supermarketem. Gwar, tłok, hałas, kolorowe stragany z odpustowymi zabawkami, w powietrzu unosi się zapach cukrowej waty i kurczaków z rożna. Ludzka fala wlewa się za otwarte na oścież bramy pustelni, by być przez chwilę w świętym miejscu i dotknąć tajemnicy życia tylko dla Boga.
Odpust z okazji Narodzenia Najświętszej Maryi Panny to jedyny dzień w roku, kiedy na teren eremu wpuszczane są kobiety. W pozostałe dni zabrania tego surowa reguła zakonna. Ciekawi pustelniczego życia pielgrzymi, mimo iż do Bieniszewa przyjeżdżają od lat, wypatrują ubranych w białe habity zakonników, pytają na furcie o miód z klasztornej pasieki i różańce z paciorkami z "łez Hioba", hodowanych w przyklasztornym ogródku, zaglądają do krypty, w której pochowano zakonników, modlą się przed obrazem Bieniszewskiej Panienki, oglądają freski i obrazy w kościele, proszą o poświęcenie ziarna na siew. Alfons Radzimski z Piotrkowic pod Ślesinem co roku przywozi do Bieniszewa dwa woreczki z pszenicą i żytem. - Poświęcone lepiej plonuje - zapewnia rolnik.
W bieniszewskim eremie mieszka dziś ośmiu zakonników - dwóch ojców i sześciu braci. Najstarszy – brat Leonard – ma już 90 lat, ale nadal zajmuje się wyrabianiem różańców, na które daje "dożywotnią gwarancję". Inni bracia doglądają sadu i pasieki. Dzień upływa im na modlitwie i pracy. Wartość pustelniczego życia i modlitwy niejednokrotnie podkreślał papież Jan Paweł II. - Kameduli są waszym piorunochronem - mówił.
Uroczystości odpustowe uwieczniał obiektywem swojego aparatu znany papieski fotograf Adam Bujak. – Pracuję nad drugim albumem o kamedułach. Myślę, że powstanie ciekawa książka o tajemniczym życiu ludzi, którzy wyrzekli się świata. Pokażę ich samotnych, modlących się, pracujących – zdradził nam powód swojej obecności w Bieniszewie Adam Bujak.
Fotograf zamieszkał w jednym z eremickich domków. - Razem z nimi jem, rozmawiam. Żyję tutaj jak mnich, to bardzo ułatwia mi dotarcie do tego tajemniczego życia.. Będę tu przyjeżdżał o różnych porach roku, aby utrwalać życie kamedułów i ten piękny zabytek. Przejechałem cały świat dookoła, przez 34 lata towarzyszyłem w pielgrzymkach papieżowi, ale Bieniszew jest wyjątkowym miejscem na szlaku moich wędrówek - przyznał artysta. - Robię to po to, żeby powiedzieć ludziom, że nie musimy żyć tylko światem konsumpcji, nie musimy żyć światem reklam, hałasu, światem partii, wrzasku, nienawiści i pogardy, światem wybuchów w pociągach i autobusach. To jest inny świat. Świat, który pozbył się nienawiści. Trzeba uchylić rąbka tajemnicy, pokazać, że taki świat też jest i że jest on potrzebny.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?